Lexus IS 250/300h F Sport: ze Stigiem mu do twarzy!
Siedzę na fotelu pasażera. Jak każdy, kto lubi prowadzić, wolę oczywiście za kierownicą - ale nie tym razem. Tym razem na prawym fotelu się rozgościłem i siedzę z przyjemnością, bo na lewym zasiada... Stig!
Ten prawdziwy, o przepraszam, jeden z prawdziwych. Bo jak wiemy, Stigów było/jest co niemiara. Jednak to właśnie Ben Collins, następca pierwszego, czarnego, nieokiełznanego choć prawie udomowionego kierowcy wyścigowego BBC (w którego na samym początku wcielił się Perry McCarthy) jest najbardziej rozpoznawalny i utożsamiany z postacią Stiga. Tak, czy inaczej, siedzę obok niego, wiedząc czego oczekiwać, ale niepewność i tak pozostaje. Pas przypięty, na twarzy mina pod tytułem: czy faktycznie jest wyjątkowy? Czy jeździ tak niesamowicie, że stracę przytomność i czy powinienem mieć ze sobą pieluchę?! Zaraz się przekonam. Naocznie. Dogłębnie. Już za chwilę...
Aha, jeszcze jedna kwestia. Siedzimy sobie w gorący, słoneczny dzień, w depo Toru Poznań, w środku Lexusa IS F Sport. Niby zwykły IS, ale jednak kilka rzeczy powoduje, że od zwykłości sporo odstaje. Collins kończy jeszcze ostatnie zdania z organizatorem, drzwi ostatecznie się domykają i jego dłoń wędruje w kierunku mojej dłoni. Grzecznościowe "dzień dobry", "jak się masz" i ruszamy! Tor Poznań znam całkiem dobrze. W dodatku kilka razy miałem zaszczyt podróżować na lewym fotelu z zawodowcami, ale żaden, ani razu nie przejechał "babajagi" pełnym driftem! Skubany, zrobił to tak płynnie, tak lekko i z taką pewnością, że nieco mnie zatkało. Z podziwu. W dodatku, w samochodzie, w którym to nie powinno mieć miejsca.
Rozpędzamy się, i mamy drugi, tym razem lewy zakręt, "dohamowanie" i bęc, znów bokiem, pełnym, nawet pełniejszym niż wcześniej. Tylne koła zahaczają o tarki i mieścimy się w torze na centymetry. Za plecami widać niewielkie kłęby kurzu i dymu z opon. Dalej lewy, bardziej otwarty i szybszy, i w tym momencie na mojej ręce pojawiła się gęsia skórka, co od razu mu pokazałem, i widocznie docenił moje zadowolenie bo od tego momentu stwierdził, że idziemy na całość. No i reszta zakrętów była niczym poezja... na kąty, tylny napęd, cztery koła i nieco ponad 200 KM. Wysiadając jeszcze podpytałem o jego relacje z ekipą Top Gear (ależ pewnie nienawidzi tych pytań, ale przecież bez TG nie byłby tym kim jest), ale tego Wam nie mogę zdradzić, bo będę musiał Was zabić, jednego po drugim!
Cóż, wydarzenie to dla mnie niecodzienne, i jedno z najprzyjemniejszych w mojej "karierze" dziennikarskiej. Niby nic, niby to tylko celebryta, ale przyznaję, gdyby każdy celebryta miał umiejętności, które sprawiają tyle przyjemności, to świat gwiazd byłby wspaniały. Tak jak szybko się zaczęło, tak szybko się skończyło. Uściskiem dłoni i uśmiechem. Przyjaciółmi nie zostaliśmy.
Kilka godzin wcześniej...
Docieram na Tor Poznań. Moje strony. Stary tor, z odnowioną nitką asfaltu. To tutaj spotkam się z dwoma bohaterami - Stigiem i nowym Lexusem IS, ale nie w byle jakiej odsłonie, bo to coś więcej niż tylko limuzyna premium segmentu D. Nosi pełniejszą nazwę - Lexus IS F Sport. Nie jest to jeszcze rasowy i dziki IS-F (poprzednik miał ponad 400KM i bulgoczącą V8-kę pod maską), ale powinno być nieźle. Dlaczego Lexus przedstawia IS-a na torze wyścigowym? Otóż, po wielu latach (w sumie niewielu, bo ta marka jest młoda niczym Beaujolais Nouveau [czyt."bożole nuwo"] wśród win). Ale na początku swojej motoryzacyjnej drogi, Lexusy były przede wszystkim komfortowe. Dzisiaj, inżynierowie mają jeszcze jedno zadanie do wykonania - auta mają dawać przyjemność z jazdy, mają zbliżyć się do BMW, mają kusić kierowców kochających szybką jazdę. Powiedzie się?
Zobaczmy. Wsiadam do F Sporta. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Dawno nie siedziałem w tak dopasowanych, tak idealnie szytych na miarę fotelach, gdzie pozycja za kierownicą została niemal stworzona dla mnie. Jak się później okazało, także dla kilku moich kolegów po fachu, bo oni też - niezależnie czy wyżsi, czy niżsi - byli w stanie dopasować się perfect! Super. Siedzi się nisko, nawet bardzo, stopom bliżej do pozycji leżącej, pedały są duże, fantastycznie umieszczone. Pośrodku sporej wysokości tunel, a przede mną zegary, które wzorowano na tych z Lexusa LF-A! Też będące jednym wielkim wyświetlaczem, też ciekawie zmieniające się wizualnie i kolorystycznie. Słowem - jesteśmy w premium.
Jakość materiałów z najwyższej półki... oprócz tej półki przy konsoli środkowej, tuż przed dźwignią zmiany biegów. Szkoda, bo taki szczegół nieco psuje całokształt luksusu. I dlaczego ten słabszy element jest w tak eksponowanym miejscu?! Cała reszta - wybornie. Wreszcie Lexus postanowił nadać charakteru swoim wnętrzom, mnie osobiście podobają się bardzo, ale najważniejsze, że kierowca czuję się w nich dobrze. Wszystkie przełączniki są pod ręką, mamy typowy, znany z GS-a "joystik", który działa precyzyjnie i intuicyjnie. Są też nowatorskie i ciekawe dotykowe regulatory klimatyzacji. Miejsca jest tyle ile być powinno, co nie oznacza, że jest go jakoś szczególnie dużo. Jest tak, że czujesz się przyjemnie opatulony samochodem, jakbyś usiadł, a ktoś obłożyłby Ciebie elementami wystroju i nadwoziem. Podobnie jak w BMW 3. Z tyłu miejsca nie jest szczególnie dużo, ale starczy na średnie podróże w komfortowych warunkach. Po więcej komfortu trzeba udać się po GS-a bądź topowego LS-a.
A propos nadwozia. To oczywiście rzecz gustu, ale przyznać trzeba, że na żywo IS wygląda bardzo... ostro. Ostre są krawędzie, właściwie wszystkie! I to powoduje, że Lexus (właśnie chcąc osiągnąć takie wrażenia) zaczyna kojarzyć się coraz bardziej z tym co marketingowcy nazywają "przyjemnością z jazdy". Cel rynkowego ataku to zatem przede wszystkim - BMW serii 3, ale też Mercedes klasy C czy Audi A4. Wiem, że może nie wypada gderać o przestrzeni bagażnika, ale akurat w tym modelu (o napędzie hybrydowym) to wskazane. Otóż, baterie, które w poprzedniku niweczyły możliwość załadowania czegoś więcej do wnętrza bagażnika niż para tenisówek, tym razem zawędrowały pod podłogę - efekt, to znacznie większa przestrzeń na cokolwiek, i już nie trzeba się tak hamować z pakowaniem walizek. Uff. W dodatku, przestrzeń jest tak zaprojektowana, że lepiej nie wjeżdżajcie w tył hybrydowego IS-a, bo chroniąc akumulatory postanowiono z tyłu tego auta zrobić warowną twierdzę i wzmocniono ją wszystkim czym się da, z "amelinium"
włącznie. To przy słabszym uderzeniu, przy mocniejszym akumulatory chowają się pod tylną kanapę chroniąc pasażerów przed uderzeniem. Ostatnia zaleta zmian w umieszczeniu akumulatorów, to zdecydowanie niższy środek ciężkości.
Cała konstrukcja jest dłuższa o 8 cm, w tym o 7 centymetrów powiększono rozstaw osi, co przekłada się na ilość miejsca na tylnej kanapie. Bagażnik mieści 480 litrów (hybryda 450 l). Tylko BMW serii 3 jest w tym temacie zdecydowanie lepsze ze swoimi 520-litrami. Reszta konkurencji jest właściwie identyczna. Pod maską IS F Sport znajdziemy dwa silniki do wyboru. Pierwszą, 2,5-litrową, sześciocylindrową jednostkę napędową o mocy 181 KM, którą wspiera motor elektryczny, całość składu to 223 KM. Dużo? Mało? Zależy. Choć w drugim wariancie, czyli wersji IS250 mamy 208 KM (252 Nm) i nie mamy hybrydy, ale jednak akumulatory swoje ważą (pomimo, że ograniczono ich masę i rozmiar), to jednak "nie-hybryda" przyspiesza nieco szybciej, bo pierwsza setka zajmuje tylko 8,1 sekundy (v-max to 225 km/h). W IS300h to 8,3 sekundy. Tak, czy inaczej, aż 70 procent klientów i tak wybiera wersje hybrydowe. Co się za tym kryje?
Spalanie rzecz jasna. IS250 zadowala się średnią wartością 8,6 l/100k m. IS300h jest mniejszym nałogowcem i wystarczy 4,3 l/100km, tyle, że jest abstynentem udawanym i popija jak nikt nie widzi, bo takiego spalania nie udało się osiągnąć. Może powinienem jechać jeszcze spokojniej (jazda poza torem oczywiście, w mieście i trasie!). Żeby się nie zawieść doliczmy od razu od litra do czterech extra. W zależności gdzie podróżujemy, w mieście, czy poza, no i oczywiście w zależności jaki mamy styl jazdy. Tak, czy inaczej - hybryda jest oszczędniejsza, a w korkach nawet bardzo. Dla fanów ekologii informacja - możemy jeździć całkowicie w trybie elektrycznym, ale wtedy nasze osiągi będą przypominać osiągi elektrycznego... tyle, że roweru.
Obie wersje F Sport oprócz wizualnych różnic na zewnątrz i w kabinie, zdobi także sposób prowadzenia - zmieniony układ kierowniczy, bardziej bezpośredni i wymagający nieco więcej siły oraz sztywniejsze i lekko obniżone zawieszenie. Jak wypada to na tle BMW? Tak, jakby BMW było jego bliskim kuzynem, mającym niemal te same geny. IS F Sport prowadzi się stabilnie, nawet przy nierównej nawierzchni, natomiast na torze czy równej drodze wręcz z chirurgiczną precyzją!
Mamy opcję przełączenia auta w tryby: Normal, Eco, Sport i Sport S+, a różnice są, i to wielkie. To naprawdę maszynka do dawania przyjemności kierowcy, a pamiętajcie, że tylny napęd daje jeszcze możliwości rozkręcenia tej imprezy na boki! I spaleniu kilku kompletów Brigdestone`ów, które goszczą od niedawna na autach Lexusa. Swoją drogą, tego dnia Stig pochłonął kilka ich kompletów, plus pięć kompletów dzień wcześniej gdy trenował i przygotowywał się do imprezy...
Jakim jest autem nowy Lexus IS F Sport? Jest inny. Widać, że marce zależy na sportowym odbiorze nowego produktu. Jednak najważniejsze, że ten produkt się broni. Bo sportowości mu nie brakuje. I to w dobrym guście! Przez duże, dynamiczne "S". Wygląd pokrywa się z możliwościami. Czy będzie wersja IS-F? Oby, bo podstawa jest wyśmienita. O wyposażeniu nie będę się rozpisywać, bo jest właściwie kompletne, nawet z nową, aktywną pokrywą silnika chroniącą w razie potrącenia pieszego, system monitorowania martwego pola, czy 15-głośnikowym systemem audio Mark Levinson Premium Surround itp; itd.
Co ciekawe, zanim wystartowała oficjalna sprzedaż tego auta, Lexus poszedł na rękę i zaproponował cenę promocyjną za hybrydę 134 900 zł, w efekcie czego wysprzedały się wszystkie auta na ten rok! Ale spokojnie, aut będzie więcej. Kto się załapał na obniżoną cenę ten niech się cieszy, a kto nie, ten gapa, bo teraz IS kosztuje minimum 157 900 zł. IS F Sport to już okolice 200 tysięcy złotych. Konkurencja jest zbliżona cenowo (porównując silniki, wyposażenie etc.). Czy pozostał luksusowy? Oj, bardzo. Lexusy IS produkowane są na tej samej linii, co flagowe sedany LS, a cały proces produkcyjny nadzorowany jest przez mistrzów "Takumi".
STIGOWI trzeba oddać, że potrafi jeździć niebywale efektownie. A czy szybko? Też. Choć najszybsi są rozchwytywani w najlepszych seriach wyścigowych. Collins potrafi jednak zapewnić spokój za kierownicą w najbardziej niespokojnych pozycjach w jakich może znaleźć się auto na drodze czy torze, i pokazać klasę... tak jak nowy IS F Sport!
Michał Grygier
ll, moto.wp.pl