Marzysz o sprawnym pokonywaniu trudnego terenu samochodem? Kup terenówkę! To niestety nie takie proste. Nowe auta tego segmentu są bardzo drogie, dlatego dla większości z nas pozostają używane. Jak wybrać najlepsze? Oto wskazówki, które mogą ustrzec cię przed grubą pomyłką.
Zakup samochodu z drugiej ręki zawsze niesie ze sobą spore ryzyko. Dysponując odpowiednią wiedzą i umiejętnościami z powodzeniem możemy jednak je zminimalizować. Jednym z pewniejszych sposobów na uniknięcie finansowej „miny” jest pomoc fachowca. Wielu z nas ma zaufanego mechanika, który rzetelnie zdiagnozuje stan oglądanego pojazdu. Nim jednak wezwiemy go na pomoc, warto we własnym zakresie przeprowadzić wstępną weryfikację techniczną. W przypadku aut typowo terenowych sprawa się nieco komplikuje. Winowajcą za taki stan rzeczy jest skomplikowana konstrukcja, nieuchronnie windująca ceny wszelakich napraw, jakie przyjdzie nam ponieść w razie przeoczenia bądź zbagatelizowania niepokojących objawów.
Rynek wtórny pełen jest propozycji dosłownie na każdą kieszeń, nawet za 10 tysięcy złotych kupimy pełnoprawną terenówkę. Im większy budżet tym wybór i możliwości aut rosną. Ortodoksyjni off-roaderzy wybierać mogą spośród dziesiątek Land Roverów Defenderów, Toyot Land Cruser HZJ czy Jeepów Wranglerów. Nosząc się z zamiarem kupna auta terenowego, musimy poznać kilka newralgicznych punktów, które koniecznie trzeba sprawdzić i ocenić ich kondycję.
Zacznijmy więc od najdroższego elementu wszystkich samochodów – blacharki. Podobnie jak w osobowym aucie rdza jest głównym wrogiem wszystkich metalowych części, niewłaściwe fabryczne zabezpieczenie antykorozyjne bądź zaniedbania właściciela prowadzą do nieuniknionej agonii karoserii. W terenówce korozja poszycia nie wpływa na bezpieczeństwo i wytrzymałość w takim stopniu, jak ma to miejsce w konstrukcjach samonośnych. Tu kluczowym podzespołem jest rama, stanowiąca oparcie dla karoserii, zawieszenia i reszty części składowych pojazdu. Ramowa budowa doskonale sprawdza się w terenie, umożliwiając chociażby większy wykrzyż osi, a co równie istotne, znosi brutalne traktowanie - wyszarpywanie z grząskiej pułapki lub montaż przydatnych akcesoriów. To stan ramy decyduje o sensie i zasadności dalszych oględzin. Aby móc kontrolować kolejne punkty, musi być prosta i wolna od zaawansowanej rdzy. Sprawdzenie kondycji ramy nośnej wykonujemy w bardzo prosty sposób. Jeśli na jej powierzchni znajdziemy podejrzanie grubą
warstwę farby, to wystarczy energiczne uderzenie małym młotkiem, by zdemaskować zamalowaną rdzę. Wówczas lakier i zabezpieczenie antykorozyjne popęka lub odpadnie. Warto dokładnie „prześwietlić” ramę, jej wymiana może kosztować 4-8 tysięcy złotych.
Naprawy układu jezdnego i przeniesienia napędu mogą wpędzić w długi niejednego kierowcę. Z ich stanu wyczytamy wiele przydatnych informacji o dotychczasowym życiu auta. Częsta i ciężka terenowa eksploatacja daje się we znaki nie tylko ramie poddawanej naprężeniom. Także mosty, resory i inne elementy szybciej się zużywają, a nawet niszczą. Przeglądając zdjęcia w ogłoszeniach zamieszczanych w Internecie często natrafiamy na krzywo stojące auta, jest to pierwszy symptom skrywanych uszkodzeń. Wygięte resory czy amortyzatory objawiają się właśnie w taki sposób. Dużo większych nakładów wymaga ewentualna wymiana przeniesienia napędu. By sprawdzić,
czy nie jest ona potrzebna, najlepiej wybrać się na jazdę próbną po asfalcie i w terenie. W naturalnym żywiole auta terenowego sprawdźmy poprawność działania wszystkich funkcji i mechanizmów. Dołączany napęd przedniej osi – jeśli takowy występuje, reduktor i blokady mostów są kluczowymi systemami w każdej terenówce. Przejażdżka po utwardzonym szlaku ujawni natomiast wszelakie luzy i bolączki zawieszenia, układu kierowniczego i hamulcowego.
W wielu ogłoszeniach sprzedawcy wielką czcionką informują o stanie ogumienia będącego na wyposażeniu samochodu. To ważna wskazówka, gdyż komplet opon dedykowany do terenowego samochodu kosztuje nawet 2-4 tysiące złotych. Same wydatki na ogumienie (letnie, zimowe i terenowe) pochłonąć mogą ponad 10 tysięcy złotych.
Kolejnym etapem weryfikacji stanu technicznego jest sprawdzenie silnika i niezwykle ważnego dlań układu chłodzenia. Pod maskami aut terenowych goszczą zazwyczaj duże jednostki napędowe, często doładowane. Z uwagi na tańszy osprzęt, ceny części zamiennych oraz większą odporność na zalania, silniki benzynowe wydają się rozsądniejsze. Duże zużycie paliwa skłania jednak większość zainteresowanych ku dieslom. W przypadku motorów o zapłonie samoczynnym wspomaganych turbosprężarką, istnieje spore ryzyko jej uszkodzenia w trakcie wodnej kąpieli. Wystarczy krótki kontakt rozgrzanej turbiny z zimną wodą, by pękła obudowa. Do uszkodzenia, tyle że głowicy silnika, może dojść przy niesprawnym układzie chłodzenia, który w czasie błotnych zabaw przechodzi prawdziwą próbę wytrzymałości. Niewielka prędkość jazdy i brak naturalnego chłodzenia przepływającym powietrzem zmusza układ do pracy na maksymalnych obrotach. Jego awaria może skończyć się przegrzaniem silnika, a nawet wspomnianym pęknięciem głowicy. Cena naprawy - około
5 tysięcy złotych.
Wydatki na podstawowym serwisie się nie kończą. Niemal każdy użytkownik dodatkowo wyposaża swoją terenówkę w akcesoria poprawiające wygląd i zdolności poza szosą. Jednym z nich bez wątpienia są stalowe progi kosztujące 500-1000 złotych. Dodatkowe progi, poza poprawą prezencji, zapewniają również ochronę w terenie. Przymocowane do ramy elementy jako pierwsze stykają się z podłożem. Co roku mnóstwo amatorów off-roadu docenia wyciągarki, dzięki nim nawet z najgorszej opresji możemy się wydostać. Gwarantują pewny uchwyt i dają pewność, że nic nie zostanie zniekształcone. Wyciągarka zasilana z silnika, zdolna wyrwać z błota najcięższe terenowe okazy, kosztuje około 1500 złotych. Alternatywą są wyciągarki z napędem elektrycznym. Jeśli te elementy już znajdują się w samochodzie, który zamierzamy kupić, terenowe wyprawy nie będą wymagały od nas dodatkowych inwestycji.
Zakup auta terenowego generuje wiele kosztów i wyrzeczeń. Dużo gorsze prowadzenie, słabsze hamulce i wspomniane wyższe koszty eksploatacji w porównaniu do zwykłej osobówki powinny dać do myślenia zainteresowanym. Rzadko kiedy rasowa terenówka sprawdzi się w roli rodzinnego mikrobusa. Co innego rola holownika ciężkiej przyczepy - tu odnajdzie się znakomicie. Najlepiej jednak radzi sobie w terenie, do pokonywania którego została stworzona.
Piotr Mokwiński
tb/