Kolizja ze znajomym z Facebooka. Ubezpieczyciel odmawia wypłaty odszkodowania
Uzasadnienia odmowy wypłaty odszkodowania za szkodę komunikacyjną weszły na nowy poziom. Czytelniczka podzieliła się z nami swoją sprawą. Nie może naprawić auta, bo sprawca zdarzenia mieszka w tej samej miejscowości i na Facebooku jest w gronie znajomych poszkodowanej.
Sprawa kolizji naszej czytelniczki zaczęła się kilka tygodni temu, kiedy doszło do zderzenia i uszkodzenia pojazdu. Sprawca przyznał się do winy i podpisał stosowne oświadczenie. Jednak ubezpieczyciel podważa prawdomówność poszkodowanej i zarzuca próbę wyłudzenia pieniędzy. Wszystko dlatego, że zachodzi podejrzenie, że właściciele uszkodzonych aut mogą się znać.
Sprawa wygląda kuriozalnie, ale porusza poważy problem. Czy nową metodą pracy ludzi rozpatrujących dokumentację ubezpieczeniową jest śledzenie kierowców w mediach społecznościowych? Niedawno pisaliśmy o innym przykładzie na nadgorliwość agentów. Chodziło o to, że klient dostał droższą polisę, bo ktoś z towarzystwa ubezpieczeniowego znalazł na Facebooku informację, że dany samochód bierze udział w amatorskich konkursach sprawnościowych kierowców.
Jednak sprawa, z którą zwróciła się czytelniczka, jest na tyle poważna, że może ona nie dostać pieniędzy na naprawę auta. Uzasadnienie, że zachodzi podejrzenie próby wyłudzenia pieniędzy, jest zbyt daleko idącym wnioskiem. Zwłaszcza, że podstawą do odmowy jest fakt, że ktoś ma kogoś w gronie znajomych w mediach społecznościowych.
W takich sprawach pierwsze kroki należy skierować do ekspertów z Biura Rzecznika Finansowego (dawniej rzecznika ubezpieczonych), gdzie już po pierwszym telefonie dowiedzieliśmy się, co należy zrobić.
Pierwsza i podstawowa rzecz to wezwanie policji na miejsce zdarzenia. Policyjna dokumentacja, zawierająca informacje takie jak dane uczestników kolizji, jej miejsce i opis całego zdarzenia, mogą pomóc w udowodnieniu, że rzeczywiście doszło do takiego zdarzenia przypadkiem.
Co ciekawe, w biurze rzecznika finansowego dowiedzieliśmy się, że ubezpieczyciele czasem uznają, iż wskazanie winnego i nałożenie na niego mandatu nie jest wiążące. Zdarza się, że według ekspertyz ubezpieczyciela poszkodowany może zostać uznany za współwinnego kolizji i np. należy mu się połowa odszkodowania, bo w 50 proc. przyczynił się do zderzenia.
Wzywać policję, czy nie
Jeśli natomiast na miejsce nie była wezwana policja, zawsze warto zrobić zdjęcia pokazujące uszkodzenia i położenie pojazdów względem siebie. Gdy nie mamy takiej dokumentacji, a ubezpieczyciel odmawia wypłaty odszkodowania na tak błahej podstawie, to warto zastanowić się, czy jest możliwość zdobycia nagrań z monitoringu, albo czy dysponujemy danymi jakiegoś niezależnego świadka. Jeśli nie uda nam się tego zrobić, pozostają dwie drogi. Od razu podkreślam, że obie mogą doprowadzić do procesu sądowego.
Pierwsza droga to powołanie niezależnego rzeczoznawcy motoryzacyjnego. Po opisie okoliczności zdarzenia i oględzinach zakresu uszkodzeń i miejsca zdarzenia, może on wystawić opinię, która poprze osobę poszkodowaną. Jednak w procesie sądowym to nie będzie "silny” dowód, ponieważ sąd powinien powołać biegłego, który przyjrzy się dokładnie tej sprawie. Jego opinia może pokrywać się z opinią poprzedniego rzeczoznawcy, ale będzie miała większe znaczenie dla sądu.
Druga droga to skierowanie pisma do ubezpieczyciela, w którym można zasugerować, że skoro ma wątpliwości dotyczące uczciwości oświadczeń osoby poszkodowanej, to powinien skierować sprawę do prokuratury. Po prokuratorskim śledztwie nie będzie wątpliwości, czy kolizja była przypadkowa, czy też nie.
Pewna kreatywność w uzasadnieniach odmowy wypłaty odszkodowania to nasilające się zjawisko, dlatego zawsze warto wiedzieć, jak dokładnie zachować się po kolizji, żeby nie dać ubezpieczalniom szansy na wykorzystanie jakiegoś niedopatrzenia. Radzimy wzywać policję, dokumentować każde zdarzenie drogowe, rozglądać się za kamerami monitoringu i dbać o zachowanie danych kontaktowych do świadków.