Oszukać policję czy siebie?
Niektórzy sądzą, że zażycie dopalaczy lub narkotyków jest sposobem na wywinięcie się policji. Co prawda nie każdy patrol drogówki posiada narkotest, a jeśli nawet, to w przypadku dopalaczy najprawdopodobniej okaże się on bezużyteczny. Mimo to jazda w takim stanie może mieć poważniejsze konsekwencje, niż się sądzi.
Na nieprzyjemności narażają się nie tylko ci, którzy rozmyślnie łamią prawo drogowe. W ręce policji wpada wiele osób, które wcale nie zamierzały prowadzić po narkotykach. Gubi je brak świadomości. Kierowcy często sądzą, że okres "karencji" po zażyciu narkotyków jest podobny do tego, który obowiązuje po spożyciu alkoholu. Ślady po suto zakrapianej imprezie znikają zazwyczaj po upływie 24 godzin, tymczasem związki narkotyków pozostają w organizmie znacznie dłużej. Policyjny narkotest jest w stanie wykryć marihuanę nawet po upływie 14 dni. W przypadku amfetaminy i heroiny okres ten wynosi do sześciu dni, a kokainy i LSD do czterech dni.
Nic nie zmienia tu fakt, że kilka dni po zaaplikowaniu sobie narkotyku czujemy się dobrze, a motoryka i zdolność oceny sytuacji są - przynajmniej w naszej opinii - zupełnie bez zarzutu. Polskie prawo przewiduje dopuszczalne ilości alkoholu w krwi kierowcy, ale w przypadku narkotyków nie ma już takich limitów. Oznacza to, że każda, nawet śladowa ilość, sprowadzi na nas kłopoty.
Policjant na podstawie pozytywnego wyniku badania narkotestem od razu zabiera prawo jazdy, zgłaszając sprawę do sądu. Dopiero wymiar sprawiedliwości określa okres zawieszenia lub całkowite odebranie uprawnień, a także wysokość grzywny lub karę więzienia. Jeśli kierowca był sprawcą wypadku, musi liczyć się z utratą prawa jazdy na maksymalnie dziesięć lat, karą pozbawienia wolności do dwunastu lat, a także grzywną i koniecznością zwrotu kosztów wypłaconych przez ubezpieczyciela odszkodowań.
tb/sj