Kierowcy mogą ubiegać się o zwrot opłat za badania techniczne używanych pojazdów sprowadzonych z UE. Trybunał w Luksemburgu uznał, że taki wymóg jest sprzeczny z prawem unijnym.
Niewykluczone, że skutki wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości kolejny raz okażą się zgubne dla naszego budżetu. Kierowcy mogą się starać o zwrot niekiedy nawet 300 zł za jeden pojazd. Tymczasem od 2004 r., kiedy Polska została członkiem UE, nad Wisłę sprowadzono około 3,5 mln używanych aut. Gdyby wszyscy wystąpili o zwrot, kosztowałoby to budżet około 700 mln zł (przyjmując, że każdy zapłacił średnio za badania 200 zł).
ETS uznał (sygn. C-170/07), że Polska od lat łamie prawo wspólnotowe, bo wymaga, aby importerzy aut przed rejestracją dokonywali badań technicznych. I to niezależnie od tego, czy auta te mają jeszcze ważne zagraniczne badania.
„Nieuznawanie ich wyników może zniechęcać zainteresowanych do przywozu do Polski używanych pojazdów zarejestrowanych wcześniej w innych państwach członkowskich - argumentował ETS. Powołał się na dyrektywę 96/96/ WE, która w art. 3 ust. 2 stanowi, że trzeba uwzględniać badania przeprowadzone w innych krajach UE.
Tymczasem rozporządzenie w sprawie zakresu i sposobu przeprowadzania badań technicznych pojazdów oraz wzorów dokumentów stosowanych przy tych badaniach (DzU z 2003 r. nr 227, poz. 2250 ze zm.) przewiduje, że w wypadku używanych aut z importu muszą one przejść obowiązkowe badania. Kontrole te oczywiście kosztują (od 92 do nawet 297 zł).
Źródło: Samar.pl, Rzeczpospolita