*Według danych z Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców w Polsce rośnie import używanych aut. Nie znajduje to jednak odbicia w danych Ministerstwa Finansów. Czyżby resort przymykał oczy na przekręty? - pyta "Gazeta Wyborcza". *
Ile tych samochodów?
Od października zeszłego roku resort finansów wstrzymał przedstawianie danych o imporcie używanych aut w trybie miesięcznym w związku z wdrażaniem nowego systemu informatycznego służb celnych ZEFIR 2. Niedawno brakujące dane zostały uzupełnione. Wynika z nich, że "od początku roku do końca lipca Polacy sprowadzili prawie 469 tys. używanych aut z zagranicy" - pisze "Gazeta Wyborcza".
"Z danych tych wynika, że import używanych aut do Polski skurczył się i w ciągu pierwszych siedmiu miesięcy 2016 r. do Polski sprowadzono niemal 17 tys. sztuk mniej takich pojazdów niż przed rokiem. Jednocześnie Polacy mieliby ograniczyć import aut, które mają ponad 10 lat, a zatem są najbardziej wyeksploatowane" - czytamy w artykule.
Jak wskazuje gazeta, dane te różnią się od statystyki Centralnej Ewidencji Pojazdów. Jak, opierając się na CEP-ie, wylicza Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego, od stycznia do końca lipca zarejestrowano 532,9 tys. używanych aut z zagranicy. W porównywalnym okresie roku 2015 było to 470,4 tys. aut, czyli o 62,5 tys. mniej. Oznacza to, że rozbieżność pomiędzy danymi o rejestracji i tymi o imporcie samochodów wynosi 79,5 tys. aut. Skąd ta różnica?
Zapytany przez gazetę o powód tak wielkich rozbieżności resort finansów wskazał, że dane o liczbie aut przywożonych do Polski nie są tożsame z danymi o ich rejestracjach. "Przyczyny mogą być bardzo różne, a krajowy rynek samochodowy nie jest poddawany analizie przez służbę celną" - stwierdziło biuro prasowe Ministerstwa Finansów.
Nie sposób oczekiwać, by liczba samochodów, które przekroczyły granicę od stycznia do lipca, zgadzała się z liczbą rejestracji sprowadzonych pojazdów. W końcu według przepisów na zarejestrowanie auta mamy 30 dni od daty jego zakupu. W danych CEP-u mamy więc nieco samochodów, które granicę przekroczyły w ostatnich dniach roku 2015 i brakuje tych, które przyjechały do Polski w lipcu, ale nie zostały w tym miesiącu zarejestrowane. Czy jednak można wytłumaczyć w ten sposób różnicę 79,5 tys. aut?
Jak sugeruje „Gazeta Wyborcza”, "tak wielkie rozbieżności między rządowymi statystykami mogą sugerować przekręty finansowe, a to powinno zainteresować fiskusa".
Co sprowadzają Polacy?
Jak wynika z danych przytaczanych przez Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego, wśród sprowadzanych pojazdów niepokojąco rośnie odsetek starszych samochodów. W roku 2015 6,5 proc. sprowadzonych aut liczyło mniej niż 4 lata, 37,9 proc. stanowiły egzemplarze mające od 4 do 10 lat, a 55,6 proc. - starsze niż dziesięcioletnie. Od stycznia do końca lipca roku 2016 wśród sprowadzonych samochodów tylko 4,8 proc. stanowiły te młodsze niż czteroletnie, 31,8 proc. mające od 4 do 10 lat i aż 63,4 proc. starsze niż dziesięcioletnie. Skąd taki trend?
Opłacalność sprowadzania najstarszych samochodów wzrosła od 1 stycznia 2016 roku wraz z likwidacją opłaty recyklingowej, która dla samochodu osobowego wynosiła 500 zł. Nie brakuje również głosów, że na wzrost popularności najstarszych pojazdów wpłynęło uruchomienie programu 500+. Czy taki stan rzeczy powinien nas martwić? Z punktu widzenia ekologii z pewnością. W końcu dziesięcioletnie auta nie mają przed sobą długiego życia. To oznacza, że w ciągu kilku najbliższych lat trafią na złomowiska, obciążając naszą przyrodę. Jeśli jednak 12-letni samochód zastępuje dwudziestolatka, to z punktu widzenia bezpieczeństwa jest to pewna poprawa.
Najpopularniejszą marką sprowadzanych samochodów jest Volkswagen. Od stycznia do lipca 2016 roku polską granicę przekroczyło 69,6 tys. pojazdów spod znaku VW, co względem porównywalnego okresu roku 2015 oznacza wzrost o 4,9 proc. Na dalszych pozycjach znalazły się: Opel (62,6 tys., +12,9 proc.), Audi (47,3 tys., +12,1 proc.), Ford (39,2 tys., +14,8 proc.) oraz Renault (37,3 tys., +12,7 proc.).
Źródło: PAP, „Gazeta Wyborcza”, Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego
Tomasz Budzik, Wirtualna Polska