Ile naprawdę kosztuje utrzymanie samochodu? To nie tak proste, jak myślisz
Kupno auta to dopiero początek wydatków – to wiemy wszyscy. Ale już wiedza na temat tego, ile kosztuje eksploatacja poszczególnych modeli, nie jest powszechna. I tu z pomocą przyszli nam eksperci sieci serwisów Yourmechanic.com, którzy sprawdzili i policzyli to, o czym nie myślimy podczas zakupu. Nie obyło się bez niespodzianek. Okazało się choćby, że utrzymanie Lexusa jest… tańsze niż niż niektórych marek z niższych segmentów rynku.
Kupując nowe auto, zdecydowana większość z nas bierze pod uwagę przede wszystkim jego cenę. Czasem zastanawiamy się też nad odpowiednio niskim zużyciem paliwa. Rzadziej nad tym, ile przyjdzie nam płacić co roku za polisę ubezpieczeniową. Albo ile spokoju i na jak długo da nam gwarancja. Natomiast prawie wcale nie przywiązujemy wagi do tego, ile będzie nas kosztowało jego serwisowanie oraz ewentualne naprawy po okresie gwarancyjnym. A te wydatki – jak się okazuje – mogą pochłaniać naprawdę niebagatelne kwoty. Szczególnie, gdy zdecydujemy się na zakup samochodu kilkuletniego, a nie nowego.
W opublikowanym w 2016 roku raporcie, serwis Yourmechanic.com porównał koszty serwisowania i napraw popularnych marek i modeli. Co prawda analiza dotyczy rynku amerykańskiego, ale jako że przeprowadzono ją na autach sprzedawanych również w Europie, to obraz uznać możemy za prawdziwy. Oczywiście w przypadku Starego Kontynentu kwoty mogą być inne, ale już proporcje i różnice pomiędzy poszczególnymi firmami możemy uznać za zbliżone do tych amerykańskich. Bo przecież i tam, i u nas samochody serwisuje się tak samo. I podobnie naprawia.
Yourmechanic.com przez kilka lat analizował te kwestie w oparciu o własne doświadczenia, czyli auta, które przyjeżdżały bezpośrednio do jego 500 warsztatów rozrzuconych po całych Stanach Zjednoczonych. Skala badania była więc ogromna, co nadaje mu wiarygodności. – Chcieliśmy sprawdzić, które samochody psują się najczęściej i ile kosztuje utrzymanie ich w dobrej kondycji – tłumaczą autorzy pomysłu. Założyli, że przeciętny wóz "żyje" 10 lat i dla takiego okresu wyliczyli koszty jego utrzymania – serwisu, wymiany części eksploatacyjnych i koniecznych napraw. Jak przedstawia się cała lista? Ano tak:
Jak widać, najdroższe w utrzymaniu są samochody europejskich marek premium z BMW na czele – w przypadku aut z Monachium przez 10 lat wydamy 17,8 tys. dol., czyli – w przeliczeniu – prawie 70 tys. zł (to kwota uśredniona dla wszystkich modeli). A przecież nie mówimy tu o naprawach w okresie gwarancyjnym auta! Mercedes, Audi czy Volvo będą aż o 5 tys. dol. tańsze. W środku liczącej 30 pozycji stawki znalazły się m.in. koreańskie Kia i Hyundai, ale lepiej niż one wypadł Volkswagen. Najtańsza z kolei okazała się cała plejada Japończyków. To dowodzi, że pogłoski o końcu legendarnej "japońskiej niezawodności" są grubo przesadzone?
Absolutnymi liderami zestawienia okazały się Toyota, Lexus i należący do nich egzotyczny Scion. W przypadku tej pierwszej, luksusowej marki przez 10 lat przeciętny klient wyda na serwis i naprawy zaledwie 7 tys. dol. – ponad 10 tys. mniej niż właściciel BMW.
Kolejne zadziwiające rzeczy dzieją się na liście konkretnych modeli, które są najtańsze i najdroższe w utrzymaniu. I tak np. na BMW serii 3 wydać trzeba będzie 15,6 tys. dol., podczas gdy na znacznie większego Lexusa RX – zaledwie 6,9 tys. dol. Toyota Prius przez 10 lat kosztowała będzie nas 4,5 tys. dol., podczas gdy Ford Focus – 11,6 tys. dol. Bardzo dobrze w zestawieniu wypada mało popularna w Europie Kia Soul z kwotą 4,7 tys. dol.
Ciekawie prezentuje się również lista awarii, jakie w konkretnych modelach powtarzają się znacznie częściej, niż średnia dla całego rynku. Zdaniem Yourmechanic.com właśnie to jest powodem wysokich kosztów utrzymania niektórych aut. Np. pompa paliwowa w autach Mercury wymaga wymiany 28 razy częściej niż innych markach. BMW mają problemy z regulatorami otwarcia bocznych szyb – psują się one 18-krotnie częściej niż wynosi średnia dla wszystkich marek. Na liście nagminnie powtarzających się awarii znalazły się ponadto sensory położenia wału korbowego w Mercedesach, kontrolka check engine w Jaguarach czy *cieknące chłodnice *w Cadillacach.
Oczywiście dane te dotyczą wyłącznie rynku USA - czekamy na badania dotyczącego tego, jak wygląda struktura tego typu wydatków w Polsce.