Jakim cudem w zbiorniku, który mieści co najwyżej 28 litrów gazu, pomieściły się aż 32 litry? Na to pytanie odpowiedzi szuka Krzysztof Gertner, który zatankował ostatnio swoje auto na stacji LPG w Piotrkowie. Jego zdaniem wadliwy musi być dystrybutor gazu, a tym samym klienci stacji są oszukiwani.
Krzysztof Gertner instalację gazową w Hyundaiu Atosie ma od trzech lat. Całkowita pojemność zbiornika wynosi co prawda 33 litry, ale zabezpieczenia uniemożliwiają tankowanie do pełna i, zgodnie z atestem instalacji, wlać można niespełna 28 litrów (80 proc. pojemności zbiornika).
- Zdarzyła mi się kiedyś sytuacja, że do zbiornika weszło 29 litrów gazu, ale już to wydało mi się mocno podejrzane i więcej tam nie tankowałem - opowiada pan Krzysztof. - Nigdy jednak nie wlałem aż 32 litrów, rozmawiałem z mechanikami, którzy przyznali, że to fizycznie niemożliwe, bo w zbiorniku jest specjalna poduszka ograniczająca.
Na stacji paliw pan Krzysztof usłyszał, że wada dystrybutora nie wchodzi w grę, bo był on przed tygodniem legalizowany. Zwrócił się więc z interwencją do piotrkowskiej delegatury Inspekcji Handlowej. Dowiedział się jednak, że IH sprawą się nie zajmie, bo gaz tankował na rachunek firmy, a nie indywidualnie i sprawa nie dotyczy go osobiście jako indywidualnego konsumenta.
- Uważam że urzędnik państwowy powinien taką sprawę przekazać dalej według właściwości, tymczasem poradzono mi, że mogę zakładać sprawę cywilną w sądzie - irytuje się Krzysztof Gertner. - Nie będę się przecież o te 8 zł sądził, bo nie o to chodzi. Więcej tam nie pojadę i tyle. Przy takim błędzie w ciągu roku stacja może jednak zarobić „do kieszeni” 400 tys. zł - wylicza.
- Sprawa zakupu gazu czy benzyny należy do Obwodowego Urzędu Miar, bo to jemu podlegają dystrybutory - usłyszeliśmy w Inspekcji Handlowej w Piotrkowie.
Tomasz Pietraszko, naczelnik Obwodowego Urzędu Miar i Wag w Piotrkowie, przyznaje, że takie sytuacje, jaka spotkała pana Krzysztofa, zdarzają się każdego tygodnia, ale we wszystkich badanych przypadkach dystrybutory działały prawidłowo.
- Każdy, kto ma wątpliwości dotyczące prawidłowego pomiaru, może się do nas zwrócić z wnioskiem i przeprowadzimy kontrolę na stacji. Sprawdzimy zgodność cech legalizacji ze stanem faktycznym - dodaje.
Problem jednak w tym, że urząd nie posiada specjalnej kolby gazowej, którą można sprawdzić prawidłowe działanie przepływomierza w dystrybutorze. - W tym celu korzysta się z usług prywatnej firmy, a jeśli okaże się, że dystrybutor działa prawidłowo, to za usługę powinna zapłacić osoba wnosząca skargę - mówi Tomasz Pietraszko.
Jego zdaniem, problem tkwi raczej w zaworze bezpieczeństwa zbiornika zamontowanego w samochodzie, który nie zawsze zadziała podczas tankowania. Zdaniem urzędników, szkopuł w tym, że choć instalacje gazowe w samochodach podlegają corocznym przeglądom na stacjach diagnostycznych, to nie są dokładnie sprawdzane. Pracownicy najczęściej kontrolują je „na węch” i podbijają dokumenty.
Jerzy Siwocha, dyrektor piotrkowskiego oddziału Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego, która montuje instalacje gazowe w autach, przyznaje, że podczas przeglądów technicznych do butli nikt nie zagląda, bo to wymagałoby jej demontażu.
- Znam jednak ten problem z praktyki, bo sam mam 44-litrowy zbiornik w aucie i zawór też nie odbija, a w takiej sytuacji można zatankować prawie do 100 proc. pojemności zbiornika, co jest już jednak niebezpieczne - mówi dyrektor Siwocha. - Pozostaje wymiana zaworu, a to koszt od 150 do 300 zł, albo - tak jak sam robię - należy uważać przy tankowaniu i nie wlewać więcej niż 80 proc. pojemności zbiornika.
Dyrektor WSRM przyznaje, że tego typu awarie zdarzają się również w karetkach pogotowia, ale wówczas - jak zapewnia - nikt nie oszczędza na wymianie zaworów, bo ryzyko jest zbyt duże.
Autor: Marek Obszarny