Hyundai i20 po faceliftingu. Nie potrzebujesz niczego więcej
Drugi najpopularniejszy w Europie samochód koreańskiego producenta doczekał się odświeżenia. Hyundai i20 otrzymał nie tylko garść stylistycznych modyfikacji, ale i wzbogacono go o całkiem sporą liczbę udogodnień z zakresu bezpieczeństwa i rozrywki.
Już niedługo Hyundai zasypie nas masą odświeżonych (lub zupełnie nowych) modeli. Odmłodzony i20 jest początkiem ofensywy. W przypadku tego pojazdu specjaliści marki stanęli przed nieco skomplikowanym zadaniem. Co można zmienić w i20, który nadal cieszy się sporą popularnością, a jedynym modelem wyprzedzającym go w statystykach sprzedaży jest duży SUV Tucson? Zacznijmy od delikatnych modyfikacji nadwozia, a raczej jednego z jego trzech rodzajów.
Hyundai jako jedna z ostatnich marek utrzymuje trzydrzwiowe (w koreańskiej nomenklaturze to coupe) egzemplarze na rynku. Nie ma już trzydrzwiowego Volkswagena Polo, nie ma też takiego Renault Clio. A tu proszę! Obok takiego wariantu w gamie znajdziemy też najpopularniejszą, pięciodrzwiową wersję oraz coś, co nazywa się i20 Active. To samochód klasy B z podniesionym o 2 cm zawieszeniem, terenową stylizacją oraz relingami. Takie połączenie może się podobać.
Hyundai i20 otrzymał kaskadowy grill, który pojawił się już chociażby w i30. Przestylizowano również tył, gdzie tablica rejestracyjna powędrowała na klapę bagażnika. W ofercie obok trzech nowych kolorów (to daje aż 17 kombinacji) i wzorów felg pojawiła się również opcja pomalowania słupków oraz dachu na czarno. To jeden z ważniejszych trendów stylizacji nowych SUV-ów, nic więc dziwnego, że powoli przechodzi na mniejsze segmenty.
Tylko, że określenie "mniejsze segmenty" może wydawać się nieco niesprawiedliwe. Hyundai i20 jest całkiem sporym autem, które w zupełności może spełniać rolę jedynego pojazdu dla całej rodziny. Miejsca z tyłu nie brakuje, a bagażnik ma 326 litrów. Dorzućmy do tego niezłe wyposażenie jak chociażby podgrzewane fotele i kierownicę czy system multimedialny prezentowany na 7-calowym ekranie. Hyundai idzie z duchem czasu i wie, że klienci preferują używanie nawigacji z telefonu. Dlatego możemy zdecydować się na wykorzystanie Apple Car Play/Android Auto (czyli przerzucamy ekran smartfona na wyświetlacz auta). W opcji pozostaje też wyposażenie systemu w pokładową nawigację.
Zobacz Hyundaia i20 z bliska
Spore pole manewru mamy też w kwestii jednostek napędowych. Zaczynamy od czterocylindrowych silników 1.2 MPI o mocy 75 i 84 KM. Mocniejsze motory mają trzy cylindry, pojemność jednego litra, obowiązkowy filtr cząstek stałych oraz moc 100 oraz 120 KM. W wersji Active dodatkowo zdecydowano się na zaoferowanie motoru 1.4 i mocy 100 KM. Każdy silnik wyposażony jest w ISG – układ zintegrowanego rozrusznika z alternatorem. Po raz pierwszy w tym segmencie Hyundai oferuje siedmiobiegową (!), dwusprzęgłową (!!) przekładnię DCT, którą znamy już z innych produktów marki. Diesli, zgodnie z panującym trendem, brak.
Podczas pierwszych jazd mieliśmy okazję zapoznać się z autem z litrowym silnikiem i manualną, sześciobiegową przekładnią. Trzeba przyznać, że na początku trudno zauważyć, że auto napędzane jest przez trzy cylindry. Silnik ujawnia swoją obecność dopiero w okolicy 4 tys. obr./min. Inżynierowie Hyundaia bardzo przyłożyli się do kwestii wyciszenia, przez co nawet jadąc 160 km/h można rozmawiać bez podnoszenia głosu. W niemieckich, autostradowych warunkach wokół Frankfurtu zanotowaliśmy spalanie na poziomie 6,3 l/100 km.
W takich warunkach można też było sprawdzić Hyundai SmartSense, czyli zestaw systemów bezpieczeństwa składający się z aktywnego asystenta pasa ruchu (automatycznie utrzyma samochód przez minutę, po czym poprosi o asystę), autonomiczne hamowanie (auto samo zatrzyma się przez przeszkodą) czy asystenta świateł drogowych (i20 wykryje auto z naprzeciwka i zmieni oświetlenie).* Nie są to elementy zmieniające układ sił, ale ich pojawienie się w segmencie B było wyczekiwane.*
Zmiany w ofercie Hyundaia i20 nie są rewolucyjne, ale z drugiej strony ten model nie potrzebował ogromnych modyfikacji. Nowe egzemplarze pojawią się w salonach najpóźniej po wakacjach. Ceny poznamy w ciągu kilkunastu dni. Ich wzrost ma być kosmetyczny.