Jazda na światłach w ciągu całej doby ma swoich gorących zwolenników i zawziętych przeciwników. Ci pierwsi są przekonani, że taki obowiązek pozwala obniżyć liczbę wypadków; ci drudzy są dokładnie odwrotnego zdania i uważają, że naraża to na potrącenie rowerzystów, którzy w ciągu dnia nie używają lamp. Niezależnie od tego, do której frakcji należymy, w większości państw Europy musimy jeździć na światłach przez cały rok.
Obowiązek taki jest rzadki tylko w Europie Zachodniej. Środek, wschód, północ i południe kontynentu w przeważającej części jest objęty wymogiem używania świateł w ciągu dnia. Co grozi za jego zignorowanie? Przede wszystkim musimy liczyć się z mandatem. Jego wysokość będzie bardzo różna w zależności od tego, w jakim państwie zdarzy nam się wpadka. Na Łotwie trzeba będzie wyciągnąć z portfela równowartość siedmiu euro, na Słowacji i w Czechach zapłacimy już 60 euro, w Estonii nawet 190 euro, a w Norwegii nie mniej niż 265 euro. Oczywiście to wcale nie musi być koniec. Jazda bez świateł w kraju, gdzie istnieje taki obowiązek, jest najprostszym sposobem, by zwrócić na siebie uwagę miejscowego policjanta. Jeśli okaże się on nadto skrupulatny, możemy mieć jeszcze większe kłopoty.
Należy pamiętać, że w przypadku zagranicznego kierowcy policjant nie wystawi mandatu kredytowanego. Trzeba będzie uregulować go na miejscu, a tylko w nielicznych państwach można liczyć na to, że będziemy mogli zapłacić kartą. Niewiele da nam również nieprzyjęcie mandatu lub odwołanie się od niego. Rozprawa sądowa, jeśli do niej dojdzie, odbędzie się w miejscu popełnienia wykroczenia i nie będzie to tego samego dnia. Poza tym możliwości obrony prawie do zera ograniczy nam bariera językowa, a usługi miejscowego reprezentanta zapewne będą drogie.
Najlepszym sposobem na uniknięcie kłopotów jest więc dokładne zapoznanie się z obowiązującymi przepisami.
Źródło: ADAC
tb, moto.wp.pl