Ford Ka+: tanio i dobrze
Ford zakończył produkcję modelu Ka w fiatowskiej fabryce w Tychach i zaprezentował nową generację tego modelu. Jednak poza nazwą nie ma ona nic wspólnego z poprzednikiem – jest zdecydowanie większa, ma dwie pary drzwi, produkowana jest w Indiach i ma być budżetową alternatywą dla Fiesty.
Właśnie tak. Nowe Ka, a właściwie Ka+, to pełnoprawny przedstawiciel segmentu B. Choć wielkość nadwozia nie imponuje – jego wymiary to 3929 mm (długość), 1695 mm (szerokość) i 1525 mm (wysokość) – to wnętrze jest najprzestronniejsze w klasie. W ten sposób inżynierowie połączyli wygodę jazdy po zatłoczonych miastach ze stroną funkcjonalną (samochód posiada łącznie 21 schowków, kieszeni i pojemników). Trzeba przyznać, że efekt ich pracy jest imponujący. Na tylnej kanapie bez problemu usiądzie dwóch rosłych mężczyzn – co ważne zadbano nie tylko o miejsce na kolana, ale też na stopy. Całość uzupełnia mieszczący 270 l bagażnik. W standardzie samochód otrzyma radio z Bluetoothem, natomiast klimatyzacja i system MyFord dostępne będą w nieco droższej opcji wyposażeniowej.
Skoro już o wnętrzu mowa, to mimo faktu, że jest to samochód budżetowy, udało się zapewnić stosunkowo wysoką jakość. Plastiki choć twarde, to nie są tandetne, a inżynierowie dopracowali takie szczegóły jak dźwięk i odczucia podczas otwierania drzwi czy schowka na rękawiczki. Tutaj warto też wspomnieć, że choć Ka+ to model globalny (sprzedawany już w Brazylii jako Ka i Indiach jako Figo), wersja europejska została poddana wielu niewidocznym na pierwszy rzut oka modyfikacjom. Wśród nich właśnie są te związane z jakością wnętrza.
Spojrzenie na deskę rozdzielczą jednak szybko przypomni nam, że mamy do czynienia z samochodem budżetowym, który, choć dobrze wykonany, ma być możliwie tani i bez fajerwerków. Z tego powodu zegary i wszystkie przełączniki sterujące są proste, ale też funkcjonalne. Podobną filozofię można zauważyć w stylistyce nadwozia, które raczej nie wygra żadnego konkursu piękności, ale prezentuje się bardzo dobrze i nie odbiega od innych modeli Forda.
Pod maską montowany jest jedynie wolnossący silnik benzynowy 1,2 l o mocy 70 lub 85 KM, który współpracuje z 5-biegową skrzynią manualną. Jednak szczególnie w przypadku samochodu budżetowego jest to wystarczający wybór. Co prawda osiągi tych aut nie imponują – nawet szybszy model to 13,3 s do setki i 169 km/h prędkości maksymalnej – ale w przypadku taniego samochodu z przeznaczeniem głównie do miasta nie potrzeba więcej.
Co więcej, Ford chwali się, że Ka+ będzie zapewniać sporo frajdy za kierownicą. Model ten bazuje na Fieście, a to wzór jeśli chodzi o właściwości jezdne w segmencie B. To też obok jakości wykonania kolejna zmiana z w stosunku do wersji brazylijskiej i indyjskiej. Jednak najważniejszą różnicą jest zdecydowanie wyższy poziom bezpieczeństwa. Sześć poduszek powietrznych i wzmocnione nadwozie mają zapewnić, że Ka+ będzie odpowiadał europejskim standardom.
Zatem nowy Ford to atrakcyjna cena, niezłe wykonanie i przyjemność z jazdy. Jednak jak zawsze jest jedno „ale”. W Niemczech Ka+ wyceniono na 9990 euro, to oznacza, że w Polsce samochód prawdopodobnie będzie kosztował ok. 43 tys. zł (choć patrząc na cenę Fiesty, można się spodziewać u nas ceny nowego modelu na poziomie 40 tys. zł). Z jednej strony jest to dobra cena, ale z drugiej konkurencyjna Dacia Sandero to wydatek zaledwie 29 900 zł. Sami przedstawiciele Forda zauważyli podczas prezentowania nowego modelu, że w tym segmencie to cena gra kluczową rolę, zatem choć Ka+ jest lepsze od Dacii praktycznie pod każdym względem, to nie da się nie zauważyć tak dużej różnicy cenowej. Z drugiej strony inni konkurenci, czyli Skoda Fabia i Kia Rio, to wydatek odpowiednio przynajmniej 40 380 i 45 990 zł, a zainteresowanie tymi samochodami w Europie jest duże. Zatem, jak zawsze, to do klientów będzie należał wybór, czy wolą najtańszą propozycję, czy jednak są w stanie nieco dopłacić za lepszą jakość.
Szymon Jasina, moto.wp.pl
Zobacz też: Nowość na polskim grillu. Musisz spróbować