Filtry cząstek stałych w każdym aucie. Mamy już pierwsze ofiary ekologicznych zmian
Bardziej skomplikowane, droższe, ale za to przyjaźniejsze dla środowiska. Takich samochodów należy spodziewać się już niedługo z racji nowych wymogów czystości spalin. BMW dało za wygraną w przypadku M3. Reszta branży pracuje w pocie czoła.
Tylko do maja 2018 roku producent z Bawarii będzie produkował dwa z najciekawszych samochodów w swojej ofercie – szybkie i zwinne BMW M3 oraz nie mniej groźne M550i xDrive. Wycofanie się z tworzenia tych modeli nie jest podyktowane jednak biznesową kalkulacją, a problemami ze spełnieniem ekologicznych norm.
BMW M3 i tak dobiegało do końca swojego cyklu życia produktu, bowiem jesienią zobaczymy zupełnie nową generację tego ważnego dla Niemców modelu. Modyfikacje mechaniczne pozwalające na mniejsze zanieczyszczenie środowiska nie miały więc sensu. Sytuacja prezentuje się nieco inaczej z M550i xDrive, która wypadnie z salonów na kilka miesięcy. Tyle przynajmniej zajmie specjalistom zainstalowanie i przetestowanie dodatkowego filtra cząstek stałych w układzie wydechowym silnika V8 o pojemności 4,4 litra. Podobne rozwiązania znamy już z jednostek diesla. Tylko te dwa modele z całej gamy BMW znalazły się w patowej sytuacji.
Problemy nie dotkną rynku amerykańskiego, bowiem tam nie będzie obowiązywała nowa polityka ekologiczna, o której głośno w Europie. Według niej, od początku 2018 roku producenci muszą wskazywać wyniki spalania według nowego cyklu WLTP. Badanie – przynajmniej w teorii – ma dawać więcej realistycznych informacji na temat rzeczywistego spalania paliwa. Podczas testów przyspieszenia są dynamiczniejsze, hamowanie mocniejsze, a prędkość maksymalna wyższa. Pod uwagę brana jest nawet waga wyposażenia opcjonalnego.
Od 1 września 2018 roku giganci motoryzacyjni z kolei będą zobowiązani do produkowania aut emitujących nie więcej niż 168 mg tlenków azotu. By to zrobić, trzeba będzie skorzystać z dodatkowych filtrów, nawet w jednostkach benzynowych. Na taki ruch już zdecydował się Mercedes, jego śladem podążył też Volkswagen. W 2019 roku trzeba będzie już spełniać wszystkie wymagania testów WLPT.* Dlatego też auta, które będą miały premierę w najbliższym czasie, zaprojektowane są od zera pod dyktando ekologii.* Dlatego też nieco starsze M550i xDrive wypada z gry, a znacznie mocniejsze (i nowsze) M5 z tym samym silnikiem bez problemu spełnia normy.
Czy to oznacza, że oficjalne wyniki spalania podawane przez producentów będą w końcu bliskie rzeczywistości? Nie do końca. Choć poprzedni cykl testów pamięta jeszcze lata 70. XX wieku, nowe rozwiązanie nie jest wolne od wad. Jak twierdzi dr Christoph Hohmann, zajmujący się zagadnieniem emisji dla Mercedesa, wyniki i tak będą odbiegać od rzeczywistego zużycia. Nie uwzględniono bowiem włączonej klimatyzacji, ogrzewania tylnej szyby czy też zmieniania biegów w różnym momencie.
Dostosowanie aut do nowych wymagań ekologicznych będzie wymagało pieniędzy. Już wiadomo, że wielu producentów może nie zdążyć z wprowadzeniem odpowiednich zmian w swoich pojazdach. To z kolei przełoży się na gigantyczne kary nałożone na marki. Wycofanie modeli będących marzeniem wielu to dopiero początek ekologicznej… no właśnie, ofensywy?