Najsłynniejsza marka produkująca sportowe samochody musi iść z postępem i już zapowiada sprzedaż pojazdów hybrydowych. Będzie bardziej ekologicznie. Ferrari już nie raz udowodniło, że mimo mocnego osadzenia w tradycji, to gdy szefowie zdecydują się na wprowadzenie nowości, to nie ma już drogi powrotnej.
Pierwszy samochód z czarnym koniem na masce miał niewielki silnik o pojemności 1,5 l, ale nawet taka jednostka miała 12 cylindrów. Od tego czasu silniki V12 stały się najważniejszymi w ofercie włoskiej marki. Choć firma eksperymentowała z jednostkami V6 (model Dino)
, to od dłuższego czasu 8 cylindrów stało się niezbędnym minimum. Pogoń za mniejszym zużyciem paliwa i emisją CO2 mogą zmusić Ferrari do zmian.
Szefowie włoskiej marki są jednak zdecydowani, aby uratować silniki V12. Pomóc w tym ma system odzyskiwania energii, czyli KERS. Rozwiązanie znane z Formuły 1 sprawdza się też w wielu popularnych samochodach hybrydowych, a w drogowych Ferrari ma pomóc w spełnieniu norm emisji spalin.
Już w 2010 roku Ferrari zaprezentowało koncepcyjną wersję modelu 599 nazwaną HY-KERS. Ta hybrydowa odmiana pokazała, że nowy napęd przynosi wiele korzyści - samochód dysponuje dodatkową mocą 100 KM, a przy tym emisja została zmniejszona o 35 proc.
Amedeo Felisa, jeden z szefów Ferrari, powiedział w wywiadzie dla czasopisma Autocar, że firma nie wyklucza też wprowadzenia do oferty silników 6-cylindrowych. Felisa tłumaczy, że przyzwyczajenia nabywców się zmieniają i już niedługo będą w stanie zaakceptować Ferrari z silnikiem V6.
Downsizing dla wielu osób jest smutnym następstwem coraz ostrzejszych przepisów i wyższych cen paliw. Jednak w przypadku Ferrari, których niewielka liczba nie stwarza zagrożenia dla klimatu, a portfele ich właścicieli bez problemu zniosą wyższe rachunki na stacjach, taka zmiana nie jest potrzebna. Ferrari bez V12 w ofercie nie będzie już tą samą marką.
sj