Ewolucja car-audio, czyli jak w 115 lat zmieniła się muzyka w samochodzie
Nie wyobrażam sobie samochodu bez systemu audio. Podłączenie telefonu, by z głośników leciała playlista lub podcast to pierwsze, co robię po wejściu do auta. Kiedyś jednak muzyka w aucie była luksusem, na który niewielu mogło sobie pozwolić.
Tak naprawdę chcąc rozmawiać o ewolucji car audio nie trzeba szukać daleko. Jeszcze pod koniec ubiegłego wieku jednym z najpopularniejszych samochodów w Polsce był "Maluch", w którym system pokładowej rozrywki opierał się na prostym, opcjonalnym radiu "Safari" i głośniku. Do tego był zupełnie zbędny, bo hałas jaki panował w aucie utrudniał słyszenie własnych myśli, a co dopiero jakiejkolwiek muzyki.
Teraz czasy się zmieniły. Nawet miejskie samochody są świetnie wyposażone, a standardem stały się zaawansowane systemy multimedialne łączone z głośnikami renomowanych producentów. To do nich podłączamy smartfona, który dzięki połączeniu z internetem i odpowiedniej aplikacji daje nam dostęp do dziesiątek milionów piosenek i mnóstwa podcastów. Ale jak tutaj trafiliśmy? By odpowiedzieć na to pytanie trzeba cofnąć się do początków motoryzacji.
Posłuchajmy sobie radia
Za jedną z pierwszych prób wsadzenia radioodtwarzacza do samochodu stał amerykański inżynier Lee de Forest, który już w 1904 roku pokazywał działający prototyp. Następnie przez lata pomysł był udoskonalany, aż wreszcie się udało. W 1930 roku bracia Paul i Joseph Galvin wprowadzili do sprzedaży radio samochodowe. Dali tym samym początek nie tylko rynkowi car audio, ale też firmie, którą dzisiaj znamy głównie ze smartfonów: Motorola.
Trzeba zauważyć, że produkt Galvinów nie był rzeczą tanią. Cena sklepowa wynosiła 130 dolarów, czyli 1/3 tego, co trzeba było zapłacić za... Forda Model A. Radio odbierało tylko fale AM, ale na wtedy było to w zupełności wystarczające. Z czasem na rynek zawitały kolejne firmy, które proponowały konkurencyjne rozwiązania. Inżynierowie walczyli o obniżenie ceny oraz zmniejszenie radia. Jeden z pierwszych odtwarzaczy Blaupunkta zajmował aż 10 litrów i musiał być operowany zdalnie.
Jednak klienci docenili pomysł wsadzenia radia do samochodów. Zaczęli to zauważać producenci, którzy coraz częściej instalowali je fabrycznie. To sprawiło, że firmy zajmujące się car audio miały motywację, by rozwijać swoje produkty. W 1952 roku Blaupunkt pokazał pierwszy radioodtwarzacz odbierający fale FM, z kolei rok później Becker zaprezentował pierwsze radio z funkcją wyszukiwania stacji.
A co gdyby pójść krok dalej?
Apetyt rośnie w miarę jedzenie i nie inaczej było w tym wypadku. Gdy ludzie przyzwyczaili się do radia w samochodach, zapragnęli czegoś więcej. Dlatego w 1956 roku Chrysler zaprezentował samochodowy odtwarzacz płyt winylowych. Jak łatwo się domyślić, był to niewypał. Rozmiar wymagał, by obsługiwał tylko 7-calowe płyty, które Chrysler produkował we współpracy z wydawnictwem Columbia Records. Największym problemem były jednak wyboje na drodze, które sprawiały, że muzyka się przerywała. Zaczęto szukać czegoś innego.
Na początku lat 60. pojawiło się objawienie. Były to specjalne kartridże z taśmami, które wykorzystywały rozwiązanie używane podczas nagrywania muzyki. Pierwsze mieściły do 4 ścieżek, ale prawdziwą popularność zdobyły te 8-ścieżkowe. Wtedy też pojawiły się pierwsze zestawy stereo, ponieważ mogły w pełni wykorzystać potencjał taśm. Było to jednak inaczej rozwiązane niż dzisiaj. Producenci instalowali jeden głośnik z przodu, jeden z tyłu.
Na tym historia się nie kończy. Miejsce "Stereo 8" zajęły najpierw kasety kompaktowe, a w latach 90. płyty CD, których odtwarzacze ciągle są dostępne w wielu autach. Potem zaczęły pojawiać się wbudowane dyski twarde. Dużo ważniejsze stały się jednak porty USB i AUX, do których na początku XXI wieku wpinaliśmy odtwarzacze MP3 czy iPody, a dzisiaj smartfony. Popularność zaczęła zdobywać też technologia Bluetooth, która umożliwia bezprzewodowe przesyłanie dźwięku, a niektóre auta mają na pokładzie nawet Wi-Fi. To rozwiązanie wykorzystuje np. system Apple CarPlay.
Same głośniki też się zmieniały. Firmy motoryzacyjne zaczęły eksperymentować z oddzielnymi wzmacniaczami. Na pokładzie zaczęło pojawiać się coraz więcej głośników. Wreszcie, do gry weszli renomowani producenci sprzętu audio. Już pod koniec XX wieku na listach opcji można było znaleźć systemy głośników sygnowane markami znanymi ze sklepów muzycznych. Dzisiaj współpraca pomiędzy tymi dwoma branżami zacieśniła się tak bardzo, że zestawy głośników są przewidywane już w fazie projektowania samochodu.
Kiedyś tylko dla najbogatszych, dziś wygoda dla każdego
Choć klienci już w latach 30. pożądali samochodów z systemem audio, te najlepsze były zarezerwowane tylko dla najbogatszych. Teraz się to zmienia. Z najnowszych rozwiązań można korzystać nawet wybierając miejskiego crossovera, jak np. Volkswagen T-Cross. Na pokładzie może mieć zestaw renomowanej marki Beats, o mocy 300 wat z 8-kanałowym wzmacniaczem i subwooferem schowanym w bagażniku, a komplet portów USB i systemy Apple CarPlay czy Android Auto umożliwiają cieszenie się świetnym dźwiękiem, nawet jeśli pod ręką mamy tylko smartfona z aplikacją streamingową.
Doskonale pasuje to do charakteru i wyglądu auta. Masywne nadkola, wyraźnie narysowane i połączone listwą LED tylne światła oraz nietypowe kolory (także felg!) zdradzają, że T-Cross to samochód modny i na wskroś nowoczesny. Dzięki wspomnianemu już systemowi audio czy usługom z zakresu connectivity jak np. Volkswagen Car-Net jest jasne, że jego styl nie tylko pusta obietnica, ale zapowiedź tego, czego możemy się spodziewać w środku. A jest to między innymi pokaz tego, co w temacie car audio zmieniło się przez ostatnie 115 lat.
Artykuł powstał we współpracy z marką Volkswagen