Egzaminatorzy wypuszczają na drogi przypadkowe osoby. Nowe przepisy mogą to zmienić
Nowe przepisy dotyczące młodych kierowców wchodzą w życie 4 czerwca. Obowiązkowy kilkugodzinny kurs po zdaniu egzaminu co prawda nie zrobi z "zielonego" kierowcy odpowiedzialnego uczestnika ruchu, ale ma szansę poprawić jego podejście do posiadanego prawa jazdy.
Eksperci, którzy na co dzień obserwują to, co dzieje się w systemie szkolenia kierowców, załamują ręce. Największe patologie dotyczą kursów na prawo jazdy, które są prowadzone przez przypadkowych ludzi, często kierowanych na szkolenia przez urząd pracy. Wśród egzaminatorów także jest spory odsetek ludzi, którzy nie mają wykształcenia zgodnego z ich zawodem, czyli nie są ani inżynierami, ani prawnikami.
Ślepe egzekwowanie dopasowania się egzaminowanego do klucza odpowiedzi to kolejna bzdura. W poczekalniach WORD-ów często słychać, jak osoby czekające na egzamin w stresie przekazują sobie informacje, że nieprecyzyjne nazwanie pokrywy silnika lub wskaźnika oleju wiąże się z adnotacją o popełnieniu błędu.
Przecież w sklepie motoryzacyjnym wiadomo, co to jest maska, klapa czy bagnet oleju. Dlaczego skupiamy się na takich detalach?
- Kandydaci na kierowców stresują się tym, że dany egzaminator się czepia lub może mieć zły humor. To niedopuszczalne, że nieumocowane w prawie nazewnictwo elementów samochodu może mieć aż takie znaczenie. Egzaminatorzy nie biorą odpowiedzialności za to, że wypuszczają na drogi słabych kierowców. A ludzie, którzy nie czują się pewni swoich umiejętności po kursie, nie powinni podchodzić do egzaminu – komentuje Tomasz Kulik, instruktor nauki jazdy i techniki jazdy.
Jak zatem powinien wyglądać kurs w idealnym świecie?
- Nabieranie świadomości uczestnika ruchu powinno się zaczynać już od najmłodszych lat. Przywiązywanie wagi do miejsc, w których parkujemy, i przykładna jazda rodziców to podstawa. Później pogadanki w przedszkolu i podstawówce, kurs na kartę rowerową i motorowerową to nie powinna być formalność, a dobrze przygotowany program szkoleniowy. Tak przygotowany człowiek przyjdzie na kurs z pewną świadomością – odpowiada Tomasz Kulik.
Dużo też zależy od instruktorów. Czy teraz są oni dobrze przygotowani?
- Niestety często są to ludzie przypadkowi. Nie mają świadomości, jaki wpływ na kandydata na kierowcę ma ich podejście do wykonywanej pracy. To nie powinno wyglądać tak, że sami nie mają samochodów i nie prowadzą auta na co dzień, bo nie nabierają praktyki - dodaje Tomasz Kulik.
Drugi ekspert wskazuje, że nawet dobrze realizowany program kursu to za mało.
- Kursy są zaplanowane tak, że przygotowują do egzaminu. W czasie części teoretycznej i praktycznej nie ma czasu na kształtowanie właściwych postaw. Zgadzam się, że człowiek od najmłodszych lat powinien dostawać dobry przykład od rodziców i fachową wiedzę w szkole lub na specjalnie zorganizowanych ćwiczeniach. Już dwa lata temu warszawski WORD wystosował list otwarty do Ministerstwa Edukacji Narodowej, w którym zaproponowano wprowadzenie do programu nauczania elementów uświadamiania młodych ludzi. Jednak list pozostał bez odpowiedzi MEN – przypomina Mariusz Sztal, instruktor, egzaminator i ekspert ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego.
- Warto jeszcze podkreślić, że zmiany, które mają wejść w życie 4 czerwca, nie mają na celu próby nauczenia wychodzenia z poślizgu, ale przede wszystkim jest to nastawione na uświadomienie kierowcom pewnych zagrożeń, które mogą wystąpić na drodze. Psychologiczny efekt kilkugodzinnego kursu może spowodować, że rzeczywiście będą oni jeździć wolniej i zrozumieją, jak niewiele jeszcze potrafią. Warto zaczekać 3-4 lata i sprawdzić, czy te założenia będą miały odzwierciedlenie w rzeczywistości – dodaje Mariusz Sztal.
Wygląda więc na to, że mamy jeszcze bardzo dużo do zrobienia w dziedzinie szkolenia kierowców. Zbliżające się zmiany nie są spektakularne, ale według ekspertów mają szansę powodzenia. Cała nadzieja w tym, że eksperci dostaną szansę opracowania kompleksowego programu, obejmującego kształtowanie dobrych praktyk od najmłodszych lat. Warto pamiętać, że jeśli dziś zaczniemy uczyć kilkuletnie dzieci, to poprawa bezpieczeństwa nastąpi dopiero za kilkanaście lat.