"Dzień przed kolizją spotkałem kolumnę minister Szydło. Myślałem, że mnie staranują"
Dotarliśmy do kierowcy, który na dzień przed czwartkową kolizją samochodów Służby Ochrony Państwa spotkał kolumnę wiozącą minister Szydło do Częstochowy. Jego relacja mrozi krew w żyłach.
Przypomnijmy, że w czwartek ok. godz. 13:00 w Imielinie na Śląsku doszło do kolizji z udziałem rządowej kolumny. W zdarzeniu brały udział trzy samochody – prywatny i dwa należące do SOP-u, a w jednym z nich podróżowała Beata Szydło.
Z informacji podanych przez policję wynika, że podczas wypadku w Imielinie kolumna rządowa jechała bez świateł i sygnałów dźwiękowych. Pojawia się zatem pytanie, czy samochody jechały zgodnie z przepisami? Wirtualna Polska dotarła do kierowcy, który dzień przed kolizją, czyli w środę ok. godz. 16 tuż przed Częstochową spotkał na drodze tę samą kolumnę.
– W środę 24 października jechałem "gierkówką" w kierunku Częstochowy. W odległości ok. 25 km od miasta dostrzegłem w lusterku pędzące BMW. Tuż za nim jechało audi Q7. Zaniepokoiło mnie to, ze siedzieli mi kilka cm od zderzaka przy prędkości 100 km/h. Myślałem, że mnie staranują. Fakt, mogłem zjechać wcześniej lub przyspieszyć, ale po prawej stronie jechało kilka tirów, a po drugie, to nie jest karetka, przewóz krwi, straż czy policja. Dla mnie to tylko migające światełkami BMW 7 z kipiącym adrenaliną kierowcą. Po tych długich 20 s i zwolnieniu pasa, kierowca z Q7 w ramach "nauczki" niemal złożył mi lusterko w drugą stronę. Kiedy się oddalali, audi (będące za BMW) jechało środkiem drogi zganiając innych kierowców i zmuszając ich do niebezpiecznych manewrów – opowiada Wirtualnej Polsce dziennikarz motoryzacyjny Piotr Migas.
Z relacji tej wynika, że kierowcy wiozący minister Szydło nie traktują poważnie zasad bezpieczeństwa na drodze. Po pierwsze przy tak wysokich prędkościach bezpieczny odstęp od poprzedzającego auta to minimum kilkadziesiąt metrów, a popędzanie innych kierowców światłami drogowymi to wykroczenie kwalifikujące się na mandat, podobnie jak zmuszanie innych użytkowników drogi do gwałtownych manewrów.
Zapytaliśmy świadka, dlaczego nie nagrał tych szaleńczych manewrów?
– Stres i presja w przypadku każdego, nawet zawodowego czy wyścigowego kierowcy, może wpłynąć diametralnie na wybory i zachowania. A wyobraźmy sobie jak zareaguje w tej sytuacji osoba, która nie czuje się pewnie i ma krótki staż za kółkiem? Strach pomyśleć, biorąc pod uwagę, że nawet tak banalna rzecz, jak zmiana pasa ruchu, jeśli zostanie zrobiona zbyt gwałtownie, może się okazać tragiczna w skutkach – tłumaczy Piotr Migas.
Jako że świadek tej sytuacji na co dzień zajmuje się też kwestiami ruchu drogowego, zapytaliśmy jak ocenia taką jazdę kolumny SOP.
– Nie dają ani sygnałów świetlnych, ani dźwiękowych, więc można ich zauważyć w ostatniej chwili, gdy siedzą już na zderzaku. Jadą potężnymi autami w zwartym szyku, które dodatkowo "strzelają" światłami. To może zaskoczyć i spowodować ogromne zagrożenie – mówi dziennikarz. – Najgorsze jest to, że przy wyprzedzaniu tira czy dwóch zwykłym autem osobowym trudno o nagłe przyspieszenie i ustąpienie im drogi. Mój manewr trwał kilkanaście sekund. Nie dało się zrobić nic innego – kwituje nasz rozmówca.
Niestety nie udało nam się dodzwonić do rzeczniczki prasowej Służby Ochrony Państwa w sprawie komentarza, wysłaliśmy więc pytanie, czy taki styl jazdy to standard w przypadku kierowców SOP.
Dzień po zdarzeniu opisanym przez naszego rozmówcę auta prowadzone przez funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa zjechały z trasy S1 i kierowały się w stronę Oświęcimia. Peugeot, prowadzony przez 77-letniego kierowcę z Imielina, zatrzymał się przed przejściem dla pieszych, przez które przechodziła kobieta z wózkiem. Tuż za nim jechało rządowe BMW z Szydło na pokładzie, którego kierowca nie wyhamował i uderzył w peugeota. Uszkodzony został jeszcze jeden pojazd kolumny – audi, które jechało jako drugie.
Nikt z uczestników zdarzenia nie ucierpiał, ale jeśli rzeczywiście tak wyglądało to zdarzenie, to można wnioskować, że samochody SOP nie zachowały bezpiecznej odległości, bo zwłaszcza w pobliżu przejścia dla pieszych, należy jechać szczególnie ostrożnie.
Nie byłoby w tym nic szokującego gdyby nie fakt, że tylko w pierwszej połowie tego roku pojazdy rządowe brały udział aż w 14 wypadkach i kolizjach, a 4 października radiowóz z kolumny prezydenckiej potrącił dziecko w Oświęcimiu.