[
]( https://kiosk.burdamedia.pl/? ) Za 100 tys. zł możesz kupić sportowego Civica Type R albo majestatyczny motocykl Gold Wing. Oba pojazdy wyjechały z fabryk tej samej firmy, ale wyglądają, jakby przybyły z innych światów. Szymon Sołtysik odkrywa podobieństwa łączące jednoślad z samochodem.
W tym porównaniu nie będzie zwycięzcy, bo chyba nie sądzicie, że podpowiemy komuś, czy za 100 tysięcy kupić sportowego hatchbacka, czy lepiej wybrać 400-kilogramowy motocykl. Nie sądzę, żeby choć jedna osoba na Ziemi miała taki dylemat. Ale skoro oba pojazdy pochodzą od tego samego producenta, kosztują podobnie i dają mnóstwo przyjemności z jazdy, postanowiliśmy zestawić je ze sobą.
* WIĘCEJ ZDJĘĆ W GALERII * A zatem stoją obok siebie. Krwistoczerwony Civic Type R z dużymi felgami, spojlerami i podwójnym wydechem oraz srebrny Gold Wing uzbrojony w nawigację, ABS, poduszkę powietrzną (poważnie!) i wsteczny bieg. Samochodowy odpowiednik motocykla na tor i jednoślad tak wygodny i niegramotny zarazem, że często określany jest mianem autobusu. Co prawda zabiera tylko dwóch pasażerów, ale pieści ich komfortem niespotykanym w większości samochodów. Skórzane kanapy mają kilka stopni podgrzewania, natomiast do komunikacji między kierowcą a rozpartym na tronie pasażerem służy interkom. Jest nawet wyjście na antenę radia CB, jakże modnego ostatnio dodatku. Całość waży ponad 400 kg, a do tego trzeba dodać masę pasażerów i ich bagażu upchanego do kufrów o łącznej pojemności 150 l. Oczywiście otwieranych zdalnie pilotem przy kluczyku.
Bagażnik Civica jest trzykrotnie większy, a we wnętrzu auta wygodnie zmieszczą się cztery osoby, lecz twarde zawieszenie wytrzęsie ich niczym na sportowej maszynie. Wygląd deski rozdzielczej z analogowym obrotomierzem i cyfrowym prędkościomierzem także nawiązuje do motocyklowego stylu, podobnie jak czerwony guzik, którym uruchamia się dwulitrowy czterocylindrowy silnik o mocy 201 KM. Potocznie zwą go wiertarką z racji zamiłowania do wysokich obrotów. Gdy wskazówka obrotomierza sięga do granic czerwonego pola, spod maski dobiega metaliczny skowyt potwierdzający gotowość do akcji.
Gold Wing reprezentuje odmienny styl. Przycisk na kierownicy budzi do życia gładko pracującego, sześciocylindrowego boksera o pojemności 1,8 l. Tak, to nie pomyłka. Ten silnik ma identyczny układ jak jednostka w Porsche 911. Niby tylko 118 KM, ale relacja mocy do masy i tak jest lepsza niż w Civicu. Zegary krążownika wyglądają, jakby wyjęto je z Hondy Accord z połowy lat 90. Obrotomierz z czerwonym polem już od 6000 obrotów? Uwierzcie mi, więcej nie trzeba. Gdy już uporacie się z zaparkowaniem tego kolosa, koniecznie przy użyciu wstecznego biegu, zaskoczy was jego dynamika. Silnik jest bardzo elastyczny i wystarczy mu 1500 obrotów, by sprawnie przesuwać ten kredens po drodze. Pokonywanie zakrętów to już większa sztuka. Trzeba pamiętać o masie maszyny i jej ograniczonym prześwicie. Gdy podesty zaczynają szorować po asfalcie, oznacza to, że bardziej złożyć się już nie da. Nawet aluminiowa rama nie zapewnia idealnej sztywności, ale można regulować twardość tylnego zawieszenia i w ten sposób nieco poprawić
zachowanie motocykla w czasie jazdy. A wszystko dzieje się elektrycznie, wystarczy tylko przycisnąć odpowiedni guzik. Gold Wing jest władcą przycisków. W sumie naliczyłem 53 klawisze i pokrętła. Civic ma ich tylko 52. Ale Gold Wing to przede wszystkim cholernie wygodny środek transportu w długich trasach. Gdybym jednego dnia miał pokonać 1000-kilometrową podróż, wybrałbym właśnie ten motocykl, zostawiając Type R w ciemnym kącie garażu.
Sportowy Civic bardziej nadaje się do szybkich zadań specjalnych. Nie musisz wciskać się w skórzane gacie i niszczyć fryzury kaskiem. Po prostu wskakujesz w ciasny kubełek Recaro, łapiesz metalową gałkę biegów w garść i pilnujesz, żeby obroty nie spadły poniżej 5500. Type R dużo lepiej sprawdza się w mieście, gdzie liczą się zwinność i tempo, w jakim możesz dopaść kolejnej luki między samochodami. Oczywiście, że stanie w korku, ale Gold Wing też utknie i nawet jego trąby godne 40-tonowego TIR-a nie sprawią, że stojące auta rozstąpią się jak Morze Czerwone przed Mojżeszem. A gdy spadnie śnieg, nie pomogą nawet podgrzewane manetki i nawiew ciepłego powietrza na stopy kierowcy. Może więc od razu zdecydować się na oba pojazdy? W sumie, nawet nieźle się uzupełniają. Mówiłem już, że w tym
porównaniu nie będzie zwycięzcy?