Ducati 848 Streetfighter: mokry sen czy drastyczny koszmar?
Dla wielu motocyklistów Ducati jest synonimem perfekcji. Legendarne właściwości jezdne, niesamowita stylistyka i poczucie indywidualności. Z takim też nastawieniem stawialiśmy kroki w stronę nowego 848 Streetfighter. Jakże wielkie było nasze rozczarowanie po kilku kilometrach...
Kontakt
Pierwsze wrażenie decyduje o naszym podejściu nie tylko do ludzi, ale i do motocykli. Grunt małemu Streetfighterowi ułożył jego starszy brat. Gdy, w roku 2009 oczom motocyklistów ukazał się Streetfighter S z automatu stał się on marzeniem fanów naked bike’ów. Supersportowy model 1098 bez owiewek z mocą ponad 150KM! Reakcja? Mom please! Niestety mamusia musiałaby zacząć dziergać sweterki z większą wydajnością, niż chińskie fabryki, żeby zarobić na taki prezent...
Gdy nadzieje na posiadanie wymarzonego golasa prysnęły niczym tegoroczne lato, bolońska firma zaprezentowała "fightera" w zasięgu ludu. Cena 55 900 złotych ciągle może straszyć, jednak jest to prawie 30 tys. zł. mniej niż litrowe wydanie włoskiego nakeda! Przy okazji otrzymujemy motocykl o aparycji złego charakteru z filmów fantasy i sportowym silnikiem, tyle, że o mniejszej pojemności. Wysoki stopień pobudzenia podtrzymywany jest podczas pierwszego kontaktu z Ducati. Bryła motocykla jest zwarta i ostra. Brak owiewek eksponuje jednostkę napędową L-twin i podwozie, które, aż prosi się o porządny wycisk.
Streetfighter jest tak wysoki, że wsiadanie na niego zmusza do niezłej gimnastyki - najbardziej stylową techniką będzie kopniak z półobrotu w stylu Chucka Norrisa. Pozycji za kierownicą "Dukata" nie da się porównać z żadnym innym motocyklem. Jak na nakeda jesteśmy bardzo pochyleni do przodu, podnóżki znajdują się wysoko, ale i tak o szoku decyduje zjawisko nicości. Otóż patrząc przed siebie widzimy nic. Wydaje się nam, że motocykl kończy się zaraz za górną półką. Małe zegary, nisko umieszczona lampa i koło robią skuteczne uniki przed naszym polem widzenia. Czujemy jak transseksualna Kate Winslet na Titanicu: Jack, I’m flying! Początek wspaniały, oby Ducati nie skończyło jak Kaśka… Drugim "niczym" jest szerokość zbiornika. Na motocyklu siedzimy niczym zakonnica na taborecie. Nogi są tak blisko, że z zamkniętymi oczami stwierdzilibyśmy, że to jakiś dziwny rower, na pewno nie motocykl.
Miasto
Koniec macania włoszczyzny. Trzeba ją trochę przegonić. Silnik odpala leniwie - czujemy jak niewielki rozrusznik siłuje się z dwoma cylindrami o łącznej pojemności 849 cm3. Twin zaczyna gadać z włoskim akcentem. Wyjeżdżamy spokojnie na ulicę i ryczymy bez słów: Tu jestem! Tu, Tu! Jadę na Ducati! Ducati! No, wiecie! Ducati!!! Niestety ludzie prędzej zwrócą uwagę na nasze pokraczne ruchy niż sam motocykl. W urzędzie za komuny zaznalibyśmy więcej kultury pracy niż na 848. Na niskich obrotach tocząc się przez korek lub ciasne uliczki motocykl rwie i szarpie. Każda nierówność wykuwa nam znamię na kości ogonowej, a gdy wchodzimy w łuk motocykl wykonuje ruchy niczym pies tropiący. Miała być sława i rozkosz, a tymczasem jest paranoja i obciach.
Gdy mamy już dość tego upokorzenia odwijamy manetkę gazu i Streetfighter pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Ponad 93Nm momentu obrotowego i 132KM mocy maksymalnej robi zamieszanie o jakie ciężko na innych nakedach. Przednie koło samo odrywa się od ziemi, a wkręcający się do 10 000 obr./min. silnik wydaje niesamowity ryk, którego nie jest w stanie stłumić fabryczny układ wydechowy. Każda redukcja wiąże się z "ciarami" na plecach wywołanymi strzałami z końcówek wydechu. Z podbudowaną pewnością siebie wchodzimy w zakręt. Motocykl ciągle zachowuje się nerwowo. Wszystko przez wysoko umieszczony środek ciężkości. Maszyna błyskawicznie zmienia kierunki, jednak cierpi na tym stabilność w złożeniu. Musimy zbudować zaufanie dla zestawu zawieszenia Marzocchi-Sachs. Dopiero przy mocnych przeciążeniach układ jezdny pokaże na co go stać. Udowodniła to przede wszystkim dalsza część testu.
Tor
Miejska jazda Streetfighterem pozostawia niedosyt. Im mocniej przyciskaliśmy motocykl tym więcej swoich atutów ujawniał. Ku chwale bezpieczeństwa postanowiliśmy sprawdzić jego potencjał na torze wyścigowym. Wykorzystaliśmy jeden z weekendów Speed Day, aby w laboratoryjnych warunkach przekonać się jaki naprawdę jest "Dukat" bez owiewek. Pierwsze kółka były dość mylące. Motocykl zachowywał się nerwowo i pomimo bardzo dobrego fabrycznego ogumienia nie budował poczucia bezpieczeństwa. Jak się okazało kilka okrążeń później wina leżała w kierowcy.
Streetfighter 848 nie toleruje wolnej jazdy! Dopiero, gdy zmuszamy zawieszenie do pracy pod dużymi obciążeniami udowadnia ono kunszt konstruktorów. Ducati zmienia kierunki jak opętane i perfekcyjnie reaguje na wszelkie komendy. Układ hamulcowy od Brembo swoją precyzją i siłą pozwala na opóźnianie hamowania. Poezja wytracania prędkości jest jednak chamskim tekstem na murze w porównaniu do stylu w jakim 848 nabiera pędu.
Silnik zniewala ciągiem na niskich i wysokich obrotach. Irytujący jest fakt słabego środkowego zakresu, jednak dzięki elektronicznej asyście i tak będziemy książętami wyjścia zakrętów. DTC, czyli układ kontroli trakcji od Ducati działa cuda. Do dyspozycji mamy sześć stopni ingerencji komputera w uślizg tylnego koła. Najlepszy jest fakt, że system działa tak, iż gdyby nie mrugająca lampka uznalibyśmy się za Gary’ego McCoya. Już na trzecim poziomie 848 na wyjściach z zakrętów zostawiał za sobą czarną krechę na asfalcie. Świetna zabawa sprawiała, że pęd powietrza, który przyjmowaliśmy na kask i klatkę piersiową nie przeszkadzał w żadnym stopniu. Po dniu spędzonym na torze Streetfighter udowodnił swoją przynależność do bolońskiej marki.
Podsumowanie
Ducati 848 Streetfighter jest niepowtarzalnym nakedem. To stricte sportowa maszyna obrana z owiewek, z zamontowaną szeroką kierownicą. Znajdziemy dziesiątki motocykli, które lepiej sprawdzą się podczas miejskiego użytkowania. Natomiast żaden, ale to żaden, nie zrobi tego w takim stylu. Dla jasności nie chodzi tutaj, ani o wygląd, ani o napis na zbiorniku paliwa. Sednem jest charakter maszyny. Jej niepokorne nastawienie zachęca nas do łobuzerskiego stylu jazdy. Gdy będziemy poruszać się po mieście według wielkiej księgi zwanej Kodeksem Drogowym w końcu nauczymy 848 pokory. Operowanie sprzęgłem, dostosowanie zawieszenia i złagodzimy włoski temperament. Mimo to nasze Ducati nie będzie z tego faktu zadowolone. Rozwiązaniem jest sprowadzenie sprzętu na track day. Zaspokoimy tam oczekiwania bolońskiej maszyny i przekonamy się jak dużo rozrywki jest w stanie przynieść ten naked bike.
Po teście możemy śmiało stwierdzić, że nazwa Streetfighter absolutnie nie jest wymysłem marketingowców. Nagi motocykl ewidentnie sam nadał sobie to imię po tym jak sponiewierał pierwszego nadwornego testera Ducati.