Dla francuskiego dygnitarza
Francuzi planują mocną ofensywę w segmencie premium. Marka DS od tego roku występuje jako niezależny podmiot, mając do dyspozycji także odseparowaną przestrzeń w salonach sprzedaży. Z karoserii wszystkich modeli sukcesywnie będzie znikać oznaczenie Citroena, a zostanie jedynie symbol mający rozpalać wyobraźnię klientów. DS5 jest największym przedstawicielem gatunku i jednocześnie zarezerwowanym dla najwyższych urzędników państwowych francuskiego magistratu. Czy po delikatnym liftingu poprawi swoją pozycję w pozostałej części Europy?
Gdy DS debiutował ponad 6 dekad temu, na rynku motoryzacyjnym zapanowała euforia. Francuzi wprowadzili w swoim flagowym aucie szereg unikatowych i wyprzedzających epokę rozwiązań. Samochód bardzo szybko zadomowił się również na rządowym parkingu i na srebrnym ekranie. DS5 już tak nie szokuje jak poprzednik, ale zachował egzotyczny charakter. Jego karoseria łączy w sobie cechy hatchbacka, crossovera i minivana. Francuskich kształtów nie da się z niczym pomylić. Przy okazji liftingu, przeprojektowano przedni pas, który najbardziej rzuca się w oczy i stanowi o oryginalności modelu. LED-owe światła do jazdy dziennej otaczają niemal cały reflektor, a wokół grilla i zderzaka wkomponowano wiele srebrnych listew, mających podnieść poziom odczuwalnego luksusu. Dwubryłowe nadwozie osadzono na 18-calowych obręczach z niskoprofilowymi oponami. Boczne, sporych rozmiarów lusterka przytwierdzono do długich pałąków, a tuż nad progami zamontowano dekoracyjną listwę. Nieźle też auto wygląda z tyłu, gdzie dynamicznie opadająca
linia dachu została zwieńczona kloszami zachodzącymi na błotniki i potężnymi atrapami końcówek układu wydechowego.