Driftowanie w Lublinie
Początek sezonu to zawsze okazja do sprawdzenia plotek i spekulacji zbieranych przez zimowy sezon ogórkowy. Buńczuczne zapowiedzi przekazywane pocztą pantoflową, ukrywane „supertajne” projekty, o których aż huczało na różnych forach internetowych, licytowanie się na czas spędzony na szkoleniu formy – to wszystko przestało mieć znaczenie. Od 2 maja zaczęły liczyć się tylko fakty.
Od ostatniej rundy TDC 2007 pewne było tylko jedno – korona należy do Bartka „Brt” Stolarskiego. Wszystkie inne informacje to domysły lub spekulacje, wróżenie z fusów i stawianie driftingowego tarota. Do ostatniej chwili nie wiadomo było nawet, kto na dobrą sprawę wystartuje w tym sezonie. Pozwolę sobie pogłębić stereotyp, że my, Polacy, lubimy zostawiać wszystko na ostatnią chwilę. Drifterzy nie są pod tym względem wyjątkiem, dlatego wiele samochodów dokończono noc przed zawodami, niektóre przyjechały o czasie, inne tuż po nim.
Jestem przekonany, że głównym wspomnieniem po pierwszej tegorocznej rundzie Toyo Drift Cup 2008 by PFD będzie deszcz. Niestety aura spłatała wszystkim figla i zarówno w piątek, jak i w sobotę lało jak z cebra. Nie ułatwiało to życia ani organizatorom, ani kibicom, ani, co chyba najważniejsze, kierowcom. 2 maja na torze „Lublin” stawiło się ich 61. 30 z nich, którzy punktowali w sezonie 2007, wiedzieli, że mają już licencje, uprawniające ich do startów w tym sezonie.
Pozostali musieli pokazać sędziom, że są ich godni. Nikt nie rodzi się drifterem, ale startując w krajowym „championacie” trzeba wykazać się poziomem, który nie zagraża samym kierowcom, jak i otoczeniu. 12 kierowców nie otrzymało licencji, po treningach mogą się o nią ponownie ubiegać przed drugą rundą TDC. Reszta szczęśliwców ruszyła do kolejnego, znacznie trudniejszego boju – o zakwalifikowanie się do trzydziestki, która 3 maja rywalizowała o punkty. Lista zawodników, którzy mogli wystartować w sobotę była pełna starych wyjadaczy, choć nie zabrakło „żółtodziobów”. Z ubiegłych sezonów wiemy, że debiutanci potrafią bardzo zaskoczyć, dlatego z zaciekawieniem obserwowaliśmy poczynania Kuby Skomorocha w BMW E30 345i, Szymona Budzyńskiego w BMW E36 M3, Konrada Hetmana w doskonale przygotowanym Nissanie 200SX S14 czy Rafała Rosłona w S13. Nie oznacza to oczywiście, że przejazdy znanych zawodników wzbudzały mniejsze emocje. Startujący w pierwszej eliminacyjnej „czwórce” Bartosz Stolarski uzyskał najwyższy wynik –
96 na 100 możliwych punktów (również w piątkowych eliminacjach do zawodów był pierwszy exe quo z Łukaszem Sosnowskim w BMW E28 540i), do Top16 z wysokimi notami weszli także tacy zawodnicy, jak Tomek Marciniak (gościnnie w Nissanie Skyline Taboo „O!Pinga”), Przemek Jańczak czy Bartek Chrzanowski (w strasznie głośnym BMW E30).
Przejazdy pojedyncze obfitowały w widowiskowe sytuacje kończące się poza wyznaczonym torem. Na nasypach otaczających tor zebrała się spora kolekcja zderzaków i innych elementów aut, nie zrażało to zawodników do coraz ostrzejszych przejazdów, co skutkowało tym, że często o powrocie na tor bez pomocy terenowego auta obsługi technicznej nie było mowy. Dobrze, że w tym sezonie o kolejności miejsc zajmowanych w eliminacjach decyduje najlepszy wynik z trzech przejazdów, dzięki temu kierowcy mogą sobie pozwolić na bardziej ryzykowną jazdę.
Prawdziwe emocje zaczęły się w Top16, a właściwie w Top15, gdyż Jacek Sobczak, który dostał się do finałów, ze względu na awarię samochodu w nich nie wystartował. Przez to Bartek Chrzanowski w doładowanym E30 335i wszedł do „ósemki” bez walki. Na szczęście to jedyny taki przypadek, reszta kierowców walczyła aż huczało. Pierwszy pojedynek wzbudził duże emocje nie tylko ze względów sportowych, ale i „pracowniczych”. Bartek „Brt” Stolarski rywalizował ze swoim mechanikiem, Rafałem Rosłonem. Pecha miał „Sosen”, któremu z felgi spadła opona, przez co zakończył rywalizację na 15. miejscu. Najwyższą punktację wśród zawodników, którzy odpadli w pierwszej parze uzyskał Krzysztof „Tery” Terej.
W ćwierćfinałach najmniej szczęścia miał Bartek Chrzanowski, który zakończył dogrywkę na nasypie, wkopując auto w błotną maź. Bardzo duży aplauz wzbudziły przejazdy ćwierćfinałowe Wojtka „Ognia” Łubkowskiego, który wprawdzie nie dostał się do półfinału, ale pokazał jak dobrze radzi sobie na mokrym torze. Debiutujący w TDC Jakub Skomorocha w kolejnym doładowanym BMW E30 zakończył zawody na czwartym miejscu, ustępując w „małym finale” doskonale dysponowanemu Tomkowi Marciniakowi, który startował pożyczonym autem. Wprawdzie na jego korzyść działał fakt, że Skyline ma kierownicę po prawej stronie (Tomek na co dzień mieszka „na wyspach”), ale bez spokoju i opanowania oraz perfekcyjnej techniki nie znalazłby się na podium. Co ciekawe, Bartłomiej Owczarek, który przez spiny w obu finałowych biegach zdobył „srebrny medal”, również startował samochodem „praworęcznym” (Nissan Silvia S15).
Na najwyższym stopniu podium stanęła aktualna „koronowana głowa PFD”, Bartek „Brt” Stolarski (Tomaracing), za co otrzymał czek na 2000 zł od firmy Electronic Arts, wydawcy gry Need for Speed ProStreet. Ciekawe, czy ktoś będzie w stanie odebrać „Brt” tytuł w sezonie 2008? Część odpowiedzi na to pytanie poznamy już 7 czerwca w Bydgoszczy podczas drugiej rundy Toyo Drift Cup 2008 by PFD.
Tekst: Łukasz Ptaszyński
Foto: Karol Bogucki