Jazda po mieście w ślimaczym tempie i alkomat w każdym samochodzie – to nowy unijny pomysł na bezpieczeństwo.
Parlament Europejski przyjął rezolucję, która ma skłonić kraje Unii Europejskiej do ustanowienia kontrowersyjnych przepisów drogowych. Europarlamentarzystom przyświecał ambitny cel zgodnie z którym do 2020 r. w Europie o połowę ma zostać ograniczona liczba ofiar wypadków drogowych. Kluczem do sukcesu ma okazać się radykalne ograniczenie dopuszczalnej prędkości.
Przyjęta rezolucja ma zachęcić kraje do ustalenia limitu prędkości na terenie zabudowanym na poziomie 30 km/h. Ograniczenie to nie dotyczyłoby jedynie tych ulic dwupasmowych lub szerszych. Nietrudno wyobrazić sobie jak bardzo uciążliwe byłyby takie przepisy dla kierowców. Dotyczyłoby to szczególnie krajów takich jak Polska, gdzie długie odcinki dróg krajowych przebiegają terenem zabudowanym i nie oferują poruszającym się po nich kierowcom dwóch pasów. Jazda z tak niską prędkością może się jednak okazać skuteczna. W ubiegłym roku na terenie zabudowanych doszło w Polsce do prawie 28 tys. wypadków, co stanowiło prawie 72 proc. spośród wszystkich wypadków. Zginęło w nich 46 proc. spośród wszystkich zabitych w 2010 r. na polskich drogach.
Czekających nas zmian jest więcej. Europarlamentarzyści w przyjętej przez siebie rezolucji duży nacisk położyli na trzeźwość. Politycy proponują również, by każdy samochód produkowany na rynek europejski posiadał tzw. blokadę antyalkoholową. Jest to alkomat połączony z systemami elektronicznymi samochodu. W myśl rezolucji po zajęciu miejsca za kierownicą trzeba będzie skorzystać z alkomatu, by potwierdzić swoją trzeźwość. W przeciwnym wypadku urządzenie nie pozwoli na uruchomienie silnika.
To jednak nie wszystko. Niektóre, zaproponowane przez Parlament Europejski, zmiany są nie tylko kontrowersyjne, ale z punktu widzenia Polski wręcz szkodliwe.
Chodzi przede wszystkim o propozycję zrównania w całej Unii Europejskiej limitu dopuszczalnej zawartości alkoholu we krwi kierowcy. Rekomendowaną przez EU wartością byłoby 0,5 prom. To 0,3 prom. więcej niż limit, który dziś dopuszczają polskie przepisy.
Jaki byłby efekt tej zmiany? Nie do końca wiadomo. Według danych policji w 2010 r. zatrzymano w Polsce prawie 20,5 tys. kierujących, którzy mieli od 0,2 do 0,5 prom. alkoholu we krwi. Tych, u których stwierdzono ponad 0,5 prom. alkoholu było zaś ponad 79 tys. Niewykluczone więc, że zwiększony limit dopuszczalnej zawartości alkoholu we krwi skłoniłby Polaków do częstszego balansowania na granicy 0,5 prom. Zdecydowana większość naszych rodaków mogłaby prowadzić w tym stanie auto - urządzenia uniemożliwiające jazdę pijanym byłyby montowane tylko w nowych samochodach.
Inną kontrowersją związaną z propozycjami Parlamentu Europejskiego jest zakaz używania urządzeń i oprogramowania ostrzegającego przed kontrolą prędkości. Chodzi tu również o mapy do urządzeń GPS, które informują kierowcę o fotoradarach. Byłaby to zmiana podążająca pod prąd obecnych działań polskiej strony rządowej. Do lipca 2014 r. z naszych dróg mają bowiem zniknąć puste maszty bez fotoradarów, a te, które pozostaną, mają być dokładnie i w widoczny sposób oznaczone.
Zmiany zaproponowane przez Parlament Europejski są radykalne. Czy tak śmiałe kroki mogą przynieść sukces? Niewykluczone. W latach 2001-2010 w krajach starej unii udało się ograniczyć liczbę śmiertelnych wypadków na drodze o 43 proc. Wprowadzenie ograniczenia na terenie zabudowanym do 30 km/h zupełnie zmieniłoby jednak obraz komunikacji w miastach, dając pole do popisu środkom transportu publicznego.
To, czy przepisy zgodne z duchem rezolucji Parlamentu Europejskiego zostaną w przyszłości wprowadzone zależy od rządzących w każdym z unijnych państw. Polscy politycy pytani o te propozycje zgodnie uważają, że nie jest to dobry sposób na poprawienie bezpieczeństwa. Trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że trwa kampania wyborcza, a co za tym idzie, żaden polityk publicznie nie poprze teraz zmian w przepisach, które byłyby niepopularne wśród tak ogromnej grupy osób, jak kierowcy.
tb/mw/mw