Diagnosta przybił pieczątki niesprawnym autobusom. Teraz trafi przed sąd
Zmiany, które w połowie listopada dokonały się w systemie diagnostyki, mają ograniczyć liczbę niesprawnych pojazdów na drogach. Zapomniał o tym jeden z pracowników stacji kontroli pojazdów w Tczewie. Mężczyzna podbił dowody rejestracyjne trzech niesprawnych autobusów. Teraz stanie przed sądem.
Całą sprawa zaczęła się od zawiadomienia, które Inspekcja Transportu Drogowego otrzymała od pasażerów podróżujących tczewskimi autobusami. Podejrzewali oni, że pojazdy są niesprawne, a w efekcie nie zapewniają bezpieczeństwa przewożonym ludziom. Kontrola ITD potwierdziła te obawy.
Podczas kontroli stanu autobusów stwierdzono szereg nieprawidłowości. W przypadku trzech pojazdów zauważono wycieki płynów eksploatacyjnych i zapalenie się kontrolek ostrzegających o awarii ABS-u. Zatrzymano trzy dowody rejestracyjne.
Jeszcze tego samego dnia przewoźnik poddał autobusy, których stan został zakwestionowany przez pracowników ITD, ponownej kontroli na stacji diagnostycznej. Wyniki badań były pozytywne, a z adnotacji wynikało, ze usterki zostały naprawione. Inspektorom tak imponujące tempo wydało się podejrzane.
ITD wróciło do Tczewa dwa dni później i ponownie sprawdziło autobusy. Badania przeprowadzone na stacji diagnostycznej w obecności inspektorów z Gdańska dało negatywny wynik. Stwierdzono, że we wszystkich trzech autobusach nadal występowały wycieki płynów eksploatacyjnych (z silnika, układu wspomagania kierownicy i zbiornika paliwa), a usterki nie zostały usunięte.
Ponadto, w dwóch autobusach stwierdzone zostały pęknięcia elementów zawieszenia z przodu i z tyłu, takie jak mocowanie poduszki powietrznej zawieszenia i belki poprzecznej poprzedniej. Stwierdzono także odpięte wtyczki czujników układów ABS przy kołach, problem z uruchamianiem silnika, niepewne mocowania szyb bocznych wraz z montażem szyb przesuwanych. W jednym z autobusów stwierdzono przekroczenie dopuszczalnego wskaźnika zadymienia spalin. Żaden z pojazdów nie osiągnął minimalnego wymaganego wskaźnika siły hamowania.
W efekcie kontroli ponownie zatrzymano dowody rejestracyjne autobusów. Sprawę potwierdzenia nieprawdy przez diagnostę skierowano do Prokuratury Rejonowej w Tczewie. Potwierdziła ona wpłynięcie zawiadomienia od ITD, ale ze względu na fakt, że prokuratorzy nie zdążyli jeszcze zapoznać się ze sprawą, nie wiadomo, jaki dokładnie zarzut zostanie postawiony diagnoście.
Dowiedzieliśmy się jednak, że z ogólnego punktu widzenia w takich przypadkach chodzi o naruszenie art. 271 Kodeksu Karnego. W par. 1 mówi on: "Funkcjonariusz publiczny lub inna osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".
Czy oznacza to, że każdy diagnosta, który zostanie przyłapany na przybiciu pieczątki przeglądu pojazdowi, który ewidentnie na nią nie zasługiwał, musi obawiać się nawet pięcioletniej odsiadki? Okazuje się, że nie. W drugim paragrafie wspomnianego artykułu czytamy: "W wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności". W każdym z takich przypadków los diagnosty jest więc w rękach sądu.