Glenn Miller, Guy Lombardo, Benny Goodman – kochało ich Chicago, Los Angeles, Detroit, Nowy Jork... Życie muzyka było życiem podróżnika. Słynne big bandy przemierzały kraj od Atlantyku po Pacyfik. Różnymi środkami lokomocji. Wreszcie firma z prowincjonalnego Forth Smith w Arkansas zrobiła coś specjalnie dla jazzmanów.
Fabryczka powozów i karoserii Armbruster zbudowała w 1928 roku wydłużony samochód, który nazwała „big band wagon”. W zależności od wersji miał 6 lub 8 drzwi i bagażnik na dachu. Mógł pomieścić cały zespół muzyków i ich drogocenne instrumenty. Wkrótce zainteresowali się nim ci, którzy nie byli bynajmniej mistrzami trąbki...
Wielodrzwiowe „jamniki” dla kilkunastu osób spodobały się amatorom podniebnych wojaży. Jeszcze na początku lat 70. były częstym widokiem na amerykańskich lotniskach, kursując między samolotami, a terminalem lub miastem. Również branża turystyczna potrzebowała eleganckich samochodów. Tuż po drugiej wojnie największą flotę Cadillaków na świecie miał hotel Broadmoor w Colorado Springs. Limuzyny poetycko nazywane „Skyview Coaches” woziły gości na szczyt Pike’s Peak, skąd rozciągał się malowniczy widok na Góry Skaliste.
Uniwersytety zamawiały długaśne Fordy i Chevrolety dla swoich drużyn sportowych, a studia filmowe – dla ekip i sprzętu. Nic dziwnego, że Amerykanie bardzo długo traktowali limuzynę na równi z autobusem, jako samochód użytkowy.
Pierwszą, zorientowaną na luksus był Lincoln z 1963 roku zbudowany przez firmę Lehman & Peterson. Tak przynajmniej twierdzą za Wielką Wodą. W Europie francuskim słowem „limousine” określano każdy samochód z zamkniętym nadwoziem, który miał powiększony przedział dla pasażerów, często wyposażony w dodatkowe składane siedzenia. Władza i pieniądz znajdowały upodobanie we wnętrzach przypominających miniaturowe salony. Auto miało sylwetkę zwyczajnego, było tylko potężniejsze, jak „Der Grosse Mercedes” czy radziecki ZIS. Ich odpowiednikiem w Stanach był Cadillac Fleetwood 75. Drzwi przednie i tylne znajdowały się obok siebie. Innowacją, jaką wprowadził Lehman & Peterson było rozdzielenie ich, wydłużenie środka, a nie tyłu auta.
Lawina ruszyła, gdy potrzebę zakosztowania jazdy reprezentacyjnym samochodem odczuli zwykli śmiertelnicy. O ile posiadanie limuzyny na własność stało się kłopotliwe lub niemile widziane jako przejaw ostentacji, to wynajęcie jej na specjalną okazję jest jak najbardziej na miejscu.
Nie tylko rozdanie Oscarów, ale ślub, pogrzeb, chrzciny, studniówka nie mogą się obyć bez limuzyny. Ze swoimi welurowymi lub skórzanymi fotelami, lustrami w podświetlanym baśniowo dachu i skrzącym się kryształowymi kieliszkami barku samochód jest przedsionkiem sali balowej lub nocnego lokalu. Można oddawać się w nim dowolnym przyjemnościom. Zza przyciemnianych szyb przechodnie nic nie zobaczą, a wścibstwo kierowcy można zneutralizować zasuwając przegrodę oddzielającą go od pasażerów. Zresztą prawdziwy zawodowiec jest dyskretny jak chirurg plastyczny.
Im limuzyna dłuższa, tym lepsza. Choć nie zawsze. Czasem liczy się styl. Poza tradycyjnymi Cadillakami i Lincolnami popularne są od kilku lat tasiemcowate terenówki. Jest firma, która specjalizuje się w przerabianiu Hummerów. Romantycy mogą wybrać limuzynę a’la lata trzydzieste, monarchiści Rolls-Royce’a, a przesiąknięci adrenaliną Jaguara. Jeśli masz słabość do pił spalinowych na pewno spodoba ci się dłuuuugi pikap na wielkich kołach monster trucka. Tego wieczoru nigdy nie zapomnisz...
Autor: Michał Kij