Niektórzy politycy i „eksperci” przyczyn zwiększenia się liczby ofiar wypadków w 2011 r. upatrują w zwiększeniu limitów prędkości na autostradach i drogach ekspresowych. Tymczasem bardziej prawdopodobną przyczyną tego stanu rzeczy jest brak opadów śniegu i wiążąca się z tym gorsza widoczność.
Jeszcze jesienią wydawało się, że rok 2011 – podobnie jak w poprzednich latach – będzie bezpieczniejszy niż poprzednie. Stało się jednak inaczej. Można postawić interesującą i wiarygodną hipotezę, że przyczyną takiego efektu, obok nadmiernej prędkości, jest stan reflektorów samochodowych oraz brak świadomości kierowców dotyczącej tego problemu. Dlaczego? Otóż na przełomie 2010/2011 roku od około miesiąca panowała typowa zima. Był śnieg i zasadniczo ujemne temperatury. Rok później temperatura jest nieznacznie powyżej zera, jest wilgotno, mgliście i występują niewielkie opady mżawki. O tej porze roku, ze względu na bardzo krótki dzień, większość podróży odbywa się po zapadnięciu zmierzchu. Wieloletnie statystyki pokazują, że w nocy dochodzi do kilkakrotnie większej liczby wypadków w przeliczeniu na określoną liczbę pojazdów znajdujących się w ruchu, niż za dnia, a wypadki te są znacznie bardziej poważne w skutkach.
Kierowcy, którzy widzą czarną nawierzchnię, próbują jeździć jak za dnia podczas suchej pogody, kiedy przyczepność opon jest dobra. W „późnojesiennych” warunkach droga hamowania jest zdecydowanie wydłużona nawet, jeśli mamy założone zimowe opony. W okresach długich weekendów na drogach jest też znacznie więcej niedoświadczonych kierowców. Co więcej śpiesząc się do celu, aby jak najbardziej wykorzystać wolny od pracy czas, przy dużym natężeniu ruchu często kierowcy wpadają w silne emocje i jeżdżą bardziej ryzykownie.
Rok temu, gdy śnieg był widoczny na drodze i poboczu, a temperatura była ujemna, kierowcy jeździli ostrożniej, prawdopodobnie wolniej, gdyż obawiali się poślizgu. Dodatkowo śnieg w pasie drogi odbijał światło reflektorów i można było ze znacznie większej odległości zobaczyć pieszego czy inny niebezpieczny obiekt, jako cień na tle jasnego śniegu. Na przełomie 2011/2012 r. ze względu na
szaro-czarne, mgliste tło ta widoczność była znacznie gorsza.
Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że nawet przy prawidłowo ustawionych światłach i przy sprawnych, właściwe używanych korektorach pochylenia snopa światła, zasięg widoczności w światłach mijania jest mocno ograniczony. Może sięgać jedyne 20m przy prawidłowo działających światłach! Bezpieczna prędkość, przy której jesteśmy w stanie zatrzymać pojazd przed niespodziewaną przeszkodą może wówczas wynosić zaledwie 30-40km/h. Kto jeździ w nocy z taką prędkością? Jak to się ma do prędkości określonej znakami i przepisami, którą kontrolują służby mundurowe i fotoradary?
Tu można próbować szukać wyjaśnienia przyczyn tegorocznego paradoksu. Oczywiście zasięg widoczności przy użyciu świateł mijania może być większy, rzędu 50-100m, ale nie jest on w żaden sposób gwarantowany. Dlatego nawet wówczas prędkość rzędu 90 km/h i więcej rzadko będzie bezpieczna w nocy i to tylko pod warunkiem całkowicie suchej nawierzchni i wyższych temperatur. Gdy tło jest jasne i odbija światło, np. w postaci śniegu albo wyraźnych odblaskowych linii na drodze, widoczność jest lepsza. W tym sezonie nawierzchnia była brudna i zawilgocona.
W takich warunkach, gdy jedziemy w nocy z maksymalną dopuszczalną przepisami prędkością, używając świateł mijania, możemy nie zdążyć zatrzymać pojazdu, gdy pieszego zauważamy w ostatniej chwili, a wilgotna nawierzchnia jest śliska i wydłuża drogę hamowania. Zwłaszcza, że używanie odblasków nie jest na razie w modzie, szczególnie przez dorosłych i starszych pieszych.
Przepisy mówią, że zawsze należy dostosować prędkość do widoczności. Gdy je lekceważymy w nocy i używając jedynie świateł mijania, podejmujemy niebezpieczne manewry, np. wyprzedzanie, bardzo ryzykujemy. Na całą sytuację nakłada się realny stan oświetlenia samochodów. Reflektory są często brudne. Ponadto - wg badań ITS - tylko kilkanaście procent pojazdów ma prawidłowo ustawione światła. Dlatego połowa pozostałych ma znacznie gorzej oświetloną drogę, a druga połowa oślepia innych kierowców. Wielu kierowców instaluje nielegalne
zamienniki żarówek, które oślepiają bardzo mocno, co przy generalnie złych warunkach dodatkowo pogarsza sytuację.
Czy mamy jeszcze szanse uniknąć kolejnego rekordu związanego z wyjazdami na ferie szkolne…? Może warto czasem zdjąć nogę z gazu?
Źródło: Instytut Transportu Drogowego
tb/