Bawarski prestiż
Samochody z rodowodem klasy premium niezmiennie cieszą się niesłabnącym powodzeniem wśród polskich kierowców, doceniających ich prestiż, jak i dodawane gratis do niektórych modeli właściwości jezdne. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że w szlachetnym środowisku niepodzielnie rządzą Niemcy zostawiając daleko w tyle resztę świata z Japończykami, Szwedami, Brytyjczykami czy Francuzami. Ci ostatni nie widząc szans na ekonomiczny sukces swych bądź co bądź dopracowanych limuzyn (chociażby Citroen C6 powalający komfortem jazdy, obcym Mercedesowi klasy E) wycofali się z rywalizacji, skupiając się na dochodowych segmentach. Powróćmy jednak do BMW, marki przodującej wespół z Audi i Mercedesem pośród zasobniejszej klienteli. Decydując się na 5-6-letni egzemplarz z łatwością unikniemy stereotypowych pomówień, ale będziemy musieli liczyć się ze sporymi wydatkami.
Przymierzając się do zakupu limuzyny z prawdziwego zdarzenia, nie sposób przejść obojętnie obok salonu BMW. Niestety ceny przyzwoicie wyposażonych sztuk przewyższają wartość kawalerki w centrum. Kompromisowym wyjściem z tej patowej sytuacji jest bogactwo rynku wtórnego, gdzie za równowartość należycie skonfigurowanego kompaktu dostaniemy poprzednią generację serii 5 (E60). Ukazana światu w 2003 roku piątka autorstwa Chris’a Bangle’a w drastyczny sposób wprowadziła markę w nową erę designu, zrywając z klasycznymi obłościami rodem z E39. Początkowe oburzenie dziennikarskiej społeczności okazało się bezpodstawne, bowiem agresywnie narysowana sylwetka przyciągała do salonów rzesze klientów. Podłużne reflektory z obowiązkowymi ringami ku przerażeniu konserwatystów zachodzą daleko na błotniki. Pomiędzy nimi nie mogło zabraknąć charakterystycznych nerek z logo, tworzących dynamiczny wizerunek modelu. Stonowana elegancja, ot wystarczające określenie dla prezencji E60 podziwianego z boku. Subtelnie zaakcentowane
wypukłości i przetłoczenia jedynie wyostrzają sportowy sznyt BMW.