10. Wpadki i deklaracje
Na koniec, kiedy już nabierzecie pewności, że drugiego takiego auta nie ma, garść informacji, które udowodnią wam, że to po prostu zwykły samochód, podatny na wszystko to, co na co podatny jest i wasz pojazd.
Superbezpieczny, wart ponad 600 tys. wóz zawisł na podjeździe do ambasady w Dublinie w 2011 roku podczas wizyty Obamy w Irlandii. Agenci sprawdzili wszystko i wszystkich, ale nie dostosowali rozstawu osi do wymiarów podjazdu. "Bestia" zawisła na nim i okazała się bezużyteczna, co zostało udokumentowane przez gapiów: na szczęście głowy państwa nie było wówczas w środku, to był dopiero rekonesans przed właściwą wizytą prezydenta.
Zresztą później Secret Service oficjalnie zaprzeczyła, że samochodem, który utknął, była "Bestia". Czy to prawda, wiedzą tylko w agencji.
Kilka tygodni wcześniej w Izraelu limuzyna została unieruchomiona poprzez... nalanie benzyny do baku zamiast przepisowego oleju napędowego. Jak do tego doszło, nie wie nikt, dość, że wina spadła na kierowcę. Ale skończyło się tak, że "Bestia" trafiła w Tel-Avivie do serwisu.
Barack Obama użył auta także jako manifestu politycznego. Kupił dostępną w Dystrykcie Columbia tablicę rejestracyjną "Taxation Without Representation", które to hasło ma ogromne znaczenie w amerykańskiej historii. Używali go już zbuntowani koloniści poddani Wielkiej Brytanii, na długo zanim doszło do amerykańskiej rewolucji. Obama użył tablicy jako wyrazu poparcia dla pełnych praw obywateli dystryktu, które są blokowane przez republikanów.
Marcin Klimkowski