Znikające zebry
Niewidzialne przejścia i pasy ruchu - tak wyglądają stołeczne ulice. Powód? Drogowcy spóźnili się z przetargiem na ich malowanie - wytyka "Życie Warszawy".
Np. Świętokrzyska to ulica tylko dla wtajemniczonych. Pasów dla pieszych przy rondzie ONZ i Emilii Plater prawie nie widać, ze strzałek kierunkowych obok parku Świętokrzyskiego zostały tylko kawałki grotów. Na pl. Zawiszy po "zebrach" przy stacji PKP Ochota chodzą tłumy, mimo że pasy zostały całkowicie wytarte.
Na Towarowej od pl. Zawiszy do stacji Statoil praktycznie nie ma już pasów ruchu - wszyscy jeżdżą "na pamięć". Wielkie malowanie miało ruszyć w maju, ale dopiero w lipcu Zarząd Dróg Miejskich otworzy oferty w przetargu. Najgorzej jest na obrzeżach miasta.
Przejście dla pieszych przez ul. Powstańców Śląskich na bemowskich Górcach właściwie zniknęło z powierzchni jezdni - białej farby można z lupą szukać. Obok stoją za to - wykrzywione każdy w swoją stronę - kanarkowe odblaskowe znaki informujące kierowców o pieszych na jezdni.
Jeżdżący po Warszawie na co dzień zdążyli się już do tej mizerii przyzwyczaić. Szok przeżywają za to kursanci nauki jazdy. Piotr Stanisławski objeździł yarisem z "elką" na dachu kilkadziesiąt dużych skrzyżowań. Twierdzi, że na większości z nich pasów ruchu ani linii zatrzymania nie widać - wcale albo prawie wcale.
"Mieszkam w największym mieście w Polsce, a jego służby nie potrafią pomalować skrzyżowań" - pisze w e-mailu do "ŻW" Stanisławski. "Na co czekają? Aż ktoś zginie? Aż kierowcy rzucą się na siebie z wściekłości?" - pyta retorycznie. Także inni instruktorzy ze szkół nauki jazdy przyznają, że Warszawa jest pomalowana fatalnie, nawet w centrum stolicy. (PAP)