Chyba każdy widział amerykańskie filmy, na których tamtejsi twardziele jeżdżą ogromnymi samochodami. Ten mit "amerykańskiego stylu" propagowany m.in. przez Strażnika Texasu, czy jeżdżącego Hummerem Arnolda Schwarzeneggera, został w ostatnich miesiącach mocno osłabiony.
Początkowo na rynku amerykańskim wysokie ceny benzyny ograniczyły zainteresowanie tamtejszymi samochodami (przypominam, że amerykańskie vany, pick-up’y, czy ogromne SUV’y mają silniki benzynowe o pojemnościach powyżej 3,5 litra, a nierzadko nawet 6 litrów). Kryzys finansowy, którego symptomy rozpoczęły się w połowie zeszłego roku, a który doprowadził do dramatycznych redukcji produkcji i zatrudnienia, całkowicie pogrzebał „amerykański styl”. W Genewie, gdzie co roku miłośnicy olbrzymich krążowników szos i potężnych vanów i terenówek mieli możliwość, by wsiąść i poczuć ten „nieeuropejski styl” - oznaki kryzysu za oceanem były bardzo dobrze widoczne.
* GALERIA ZDJĘĆ * Czy ktokolwiek, znający Cadillaca Escalade mógł przypuszczać, że ten ważący 2,5 tony potwór (długość 560 cm, wysokość 191 cm) napędzany silnikiem o pojemności 6200 ccm i spalający ponad 20 l/100 km, może pretendować do miana „ekologicznego”? Tymczasem od jesieni ubiegłego roku jest oferowana wersja hybrydowa.
Także inny „samochodowy mamut” – Hummer - stara się udowodnić, że mimo sześciolitrowego silnika jest wersją dbającą o ekologię. Miał to udowodnić Hummer na którym umieszczono napis E85 Ethanol, który sugerował zasilanie etanolem E85. Zważywszy, że paliwo takie zawiera 85 proc. czystego alkoholu, bardziej wydaje się odpowiednią używką dla „twardziela” zasiadającego do samochodu niż dla samego pojazdu.
Właśnie taki model – Dodge Circuit EV- pokazano w Genewie. Wprawdzie ma on rasową sylwetkę i osiągi godne najlepszych (0-100 km/h – 5 sek, ¼ mili – 13 sek), ale cichy silnik elektryczny to coś zupełnie innego, niż potężny, głośny silnik V8 o pojemności ośmiu litrów. Ogromne, paliwożerne samochody rodem z USA przechodzą już do historii.
Bogusław Korzeniowski