- Robert nie będzie musiał korzystać z pomocy psychologa. On już jest spokojny i zaraz zapyta: „kiedy wsiadamy do samochodu?”. Możemy być pewni, że pobije tym samym kolejny rekord świata. Tym razem w szybkości powrotu do sportu - przekonuje w rozmowie z Wirtualną Polską dziennikarz motoryzacyjny Włodzimierz Zientarski.
WP: Co sobie pan pomyślał, kiedy dowiedział się o wypadku Roberta Kubicy we włoskim rajdzie Ronde di Andora?
- Po pierwsze muszę powiedzieć, że był to wielki stres. Po drugie – myśl, która mi towarzyszyła przez wszystkie występy Roberta - że to bez sensu, że to się nie powinno zdarzyć, bo nie powinien tego robić. I po trzecie – głęboka wiara, że to się nie może źle skończyć. Bo już widziałem bardzo różne wypadki - i to nawet bardzo blisko siebie - z których wychodzili ludzie i są normalnie funkcjonujący. A wiedziałem, że Robert nie jest zwyczajnym człowiekiem. Jest człowiekiem, który ma niewiarygodnie mocny charakter i fantastyczny organizm i musi to pokonać.
WP: Pierwsze informacje były przerażające – mówiły, że konieczna może być nawet amputacja dłoni.
Nie tylko były przerażające, ale i nieodpowiedzialne. Dla mnie był to kolejny dowód na to, że trzeba umieć wybierać źródła informacji, że nie można po prostu słuchać wszystkiego i temu wierzyć, bo są pojawiają się informacje nieodpowiedzialne. Są wyssane z palca tylko po to, żeby zrobić szum. Przecież były jeszcze bardziej dramatyczne informacje np. że już amputowano mu rękę – to wszystko było bez sensu. Ale ja już się tego nauczyłem – że trzeba umieć czytać informacje, które do nas docierają.
WP: *Świadkowie wypadku Roberta twierdzą, że akcja ratunkowa polskiego kierowcy trwała od 60 do 90 minut. To bardzo długo. *
Trzeba pamiętać o jednej rzeczy. Co to znaczy akcja ratunkowa? Ona się zaczyna w momencie, gdy przyjeżdża straż. Trzeba spokojnie wyciąć człowieka z samochodu. Jeżeli widać, że on jest przytomny, że nie zanika praca serca to pośpiech nie jest wskazany. Trzeba to robić spokojnie, żeby nie zaszkodzić. Kolejna sprawa to zobaczyć co się stało i natychmiast szukać specjalisty, który jest w stanie zrobić operację jak najlepiej. To wszystko się sumuje.
WP: Myśli pan, że Robert Kubica jako kierowca F1 nie powinien startować w rajdach samochodowych?
Niektórzy mówią, że powinien startować. Argumentują, że nie można zabierać człowiekowi prawa do tego, żeby mógł realizować swoje pasje samochodowe. Ja uważam, że nie powinien startować. Robert Kubica nie jest tylko Robertem Kubicą - prywatną osobą. Jest facetem, który gromadzi wokół siebie ogromną rzeszę fanów, a w dalszej kolejności biznesów i medialnych zobowiązań. Wydaje mi się, że trzeba być trochę bardziej odpowiedzialnym. W tym momencie życie wymaga podejścia bardziej racjonalnego, spokojnego i zrównoważonego.
WP: Wiadomo, że rajdy samochodowe są groźniejszą i bardziej niebezpieczną dyscypliną niż F1, mimo, że osiąga się tu niższe prędkości.
Rajdy samochodowe są nieporównywalnie niebezpieczniejsze, bo ilość niewiadomych jest większa. Sytuacji zmieniających się jest więcej niż w F1. To wszystko powoduje, że każdy kierowca narażony jest na większą ilość niebezpieczeństw. Poza tym Robert miał to auto jeszcze „nieprzejeżdżone” tak, jak powinien mieć. Było w tym dużo entuzjazmu. Zresztą wielu fachowców, i Kuzaj Leszek i Grzegorz Gac, przyznaje, że auto było trochę krnąbrne. Trzeba było się z nim dogadywać jeszcze bardziej.
WP: Już w poniedziałek specjaliści, zajmujący się Robertem Kubicą podkreślali, że tempo w jakim wraca do zdrowia, można określić jako nadzwyczajne.
Jestem tego samego zdania i myślę, że warto byłoby spojrzeć na Roberta jako na fenomen biologiczny, a z drugiej strony warto spojrzeć na niego jako na pewien fenomen metafizyczny.
WP: Myśli pan, że pacjent po tak poważnym wypadku jak Robert Kubica, powinien korzystać z pomocy psychologa?
Pacjent powinien korzystać z konsultacji psychologa i jego opieki. Robert nie będzie musiał. On już jest spokojny i zaraz zapyta: „kiedy wsiadamy do samochodu?”. Możemy być pewni, że pobije tym samym kolejny rekord świata. Tym razem w szybkości powrotu do sportu.
Rozmawiał Michał Bugno, Wirtualna Polska