Zginęli tuż przed maturą - podlaskie pamięta o tragedii
Rodziny i przyjaciele zmarłych, licealiści, przedstawiciele władz regionu i Białegostoku, uczcili w środę 4. rocznicę wypadku autokaru koło Jeżewa (podlaskie). 30 września 2005 roku zginęło tam 13 osób, w tym 10 uczniów ówczesnych klas maturalnych dwóch białostockich szkół średnich.
Autokar wiozący maturzystów do Częstochowy zderzył się z ciężarową lawetą i stanął w płomieniach. Oprócz młodzieży, w wypadku zginęli także kierowcy obu aut i zmiennik kierowcy autokaru. To najtragiczniejszy w województwie podlaskim wypadek drogowy ostatnich lat.
Według ustaleń śledztwa, doprowadził do niego kierowca autokaru, który nie zachował należytej ostrożności w czasie wyprzedzania innego auta i doprowadził do czołowego zderzenia. Według biegłych, pożar powstał w wyniku uszkodzenia zbiornika z paliwem.
Dziewięcioro zmarłych uczniów uczyło się w I LO w Białymstoku. W środę rano w kaplicy niedaleko tej szkoły odprawiona została msza św. w intencji ofiar wypadku: maturzystów i kierowców. Na budynku liceum jest tablica upamiętniająca ofiary wypadku - złożono tam kwiaty, zapłonęły znicze.
Rodziny niektórych zmarłych uczniów co roku, w godzinie tragedii, jeżdżą w miejsce wypadku niedaleko Jeżewa, gdzie w polu stoi kapliczka pamięci ofiar katastrofy. We wtorek i środę kwiaty złożyli tam także przedstawiciele władz: marszałek województwa, wojewoda podlaski i zastępca prezydenta Białegostoku.
Śledztwo w sprawie wypadku trwało 2,5 roku. Wątek dotyczący samego sprawstwa zdarzenia został formalnie umorzony dopiero w połowie ubiegłego roku.
Po bardzo szczegółowym śledztwie, prowadzonym przez białostocką prokuraturę za sprawą interwencji w ministerstwie sprawiedliwości rodzin zmarłych licealistów (wskutek ich działań sprawę przeniesiono z Łomży do Białegostoku), do sądu trafiły dwa akty oskarżenia. Oba pośrednio związane z wypadkiem.
Pierwszy proces zakończył się prawomocnym wyrokiem w miniony poniedziałek. Dotyczył m.in. lekarki, która wydała kierowcy zgodę na wykonywanie zawodu, podczas gdy okazało się, że miał on epilepsję - chorobę uniemożliwiającą taką pracę. Kobieta została skazana na karę więzienia w zawieszeniu i czasowy zakaz wykonywania zawodu, ale sąd złagodził jej kwalifikację prawną. Przyjął, że między jej zaniedbaniami a wypadkiem nie ma związku przyczynowo-skutkowego.
Drugi akt oskarżenia trafił do sądu przed rokiem. Dotyczy m.in. współwłaścicieli biura turystycznego, które organizowało wyjazd młodzieży. Ten proces wciąż trwa.