Media donoszą, że Maciej Zientarski wciąż jest w bardzo ciężkim stanie. Znany dziennikarz przeszedł dzisiaj operację wątroby. Zdaniem lekarzy zabieg zakończył się powodzeniem. Zientarski przebywający w warszawskim szpitalu przy Lindleya wciąż jednak walczy o życie. Nasz kolega jest utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej, a oddycha przy pomocy respiratora.
Przypomnijmy, że Zientarski trafił do szpitala w środę po tragicznym wypadku.
Ferrari, prowadzone przez znanego dziennikarza motoryzacyjnego Macieja Zientarskiego, wpadło na słup wiaduktu i zapaliło się. Kierowca w stanie krytycznym trafił do szpitala. Pasażer, dziennikarz motoryzacyjny „Super Expressu” Jarosław Zabiega, zginął na miejscu. O wypadku dowiedzieliśmy się dzięki platformie Kontakt TVN24.
Maciej Zientarski ma 36 lat i jest znanym dziennikarzem motoryzacyjnym. Od kilku lat prowadzi własny program V max, w którym zajmuje się motoryzacją. Jako miłośnik motoryzacji znany był z zamiłowania do szybkiej jazdy, zarówno samochodami jak i motocyklami.
W zeszłym roku miał wypadek motocyklowy wtedy jednak wyszedł z niego jedynie z lekkimi obrażeniami. Niebezpieczne pasje Macieja „odziedziczył” po swoim ojcu, jednym z najbardziej znanych dziennikarzy motoryzacyjnych - Włodzimierzu Zientarskim, z którym Maciej prowadzi telewizyjny program "Pasjonaci".
Do wypadku doszło w środę wieczorem. Samochód jechał w kierunku Piaseczna i uderzył w filar podtrzymujący wiadukt. Siła uderzenia była tak duża, że przepołowiła auto. Następnie Ferrari stanęło w płomieniach. Płonący samochód jako pierwszy zauważył patrol straży miejskiej. - "_ Widziałem wiele wypadków samochodowych, ale ten był chyba najgorszy, z samochodu nie zostało nic. _" - relacjonuje tvn24.pl jedne ze strażników. Jeden ze świadków wypadku twierdzi, że samochód jechał z nadmierną prędkością - pisze serwis informacyjny Mototarget.
"_ Na pewno jest to tragiczny wypadek. Zginęła jedna osoba. W obecnej chwili ustalamy szczegóły zdarzenia _" - mówi Marcin Szyndler ze stołecznej policji.
Prowadzone przez Macieja Zientarskiego Ferrari zostało podbite na nierówności drogi w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie dopuszczalnej prędkości do 50 km/h. Wybity z toru jazdy samochód kilkadziesiąt metrów przejechał po trawie, by w końcu uderzyć w słup wspierający wiadukt prowadzący na Ursynów.
Jak poinformował Tomasz Głowacki z zespołu prasowego warszawskiej straży pożarnej w akcji gaszenia auta brały udział dwa zastępy strażaków.
_ Pacjent doznał wielonarządowego urazu, jaki będzie dalszy jego los, tego naprawdę nie wiem. Sprawa jest dynamiczna, może się zmienić w każdej minucie _ - poinformował doc. Andrzej Chmura. _ Sami nie wiemy, co może się teraz wydarzyć _ - dodał.
Doc. Chmura mówił: _ Staramy się robić wszystko, co wynika z potrzeb. Operacja była w obrębie jamy brzusznej, pacjent wymaga co najmniej jeszcze jednej operacji. Ma urazy kręgosłupa i kończyn, ale tym zajmiemy się gdy opanujemy zagrożenie dla życia _. (PAP)
Źródło: Mototarget, PAP, TVN24