Zginął dzień po otrzymaniu prawa jazdy: jaki jest sposób na młodych kierowców?
Do takich tragedii w ogóle nie powinno dochodzić. Osiemnastoletni kierowca uderzył w drzewo i zginął na miejscu, a czwórka jego pasażerów odniosła obrażenia. Nastolatek prawo jazdy odebrał dzień wcześniej.
Do zdarzenia doszło nocą w Grzegółkach w gminie Pasym. Jak przypuszcza policja, kierowca BMW wyprzedził inny samochód i za łukiem drogi stracił kontrolę nad pojazdem. Auto zjechało na pobocze i lewą stroną uderzyło w przydrożne drzewo. Kierowcą okazał się osiemnastolatek, który zaledwie dzień wcześniej odebrał prawo jazdy. Chłopak zginął na miejscu, a czwórka jego pasażerów odniosła obrażenia.
Na tę tragedię złożyło się kilka czynników. Jednym z nich z pewnością były drzewa rosnące tuż przy drodze. Jak podpowiada rozsądek, ich miejsce jest kilkadziesiąt metrów od jezdni, a nie - jak w tym przypadku - tuż przy granicy asfaltu. Drzewa nie wybaczają błędów. Przy dużej prędkości nawet nowoczesny samochód w zderzeniu z taką przeszkodą rozpada się jak zabawka, a los podróżnych jest przesądzony. Nieodpowiedzialność władz zajmujących się utrzymaniem dróg to jednak tylko jedna strona medalu. Drugą jest problem młodych kierowców.
Jak wynika z danych Komendy Głównej Policji, wypadki najczęściej powodują kierowcy w wieku 18-25 lat. W 2015 roku na 100 tys. osób w tym wieku było 165 sprawców wypadków. Dla porównania w grupie wiekowej 25-39 lat współczynnik ten wyniósł 95, w przedziale 40-59 lat 68, a dla kierowców liczących sobie 60 lat lub więcej tylko 46. Co leży u podstaw takiego wyniku? Młodzieńcza brawura i brak doświadczenia.
Niejeden świeżo upieczony kierowca uważa, że skoro zdał egzamin na prawo jazdy, potrafi dobrze jeździć. O ile wielu młodym ludziom nie można odmówić świetnej koordynacji wzrokowo-ruchowej, to już znacznie gorzej jest z przewidywaniem niebezpieczeństwa. Zapewne każdy z nas ma na sumieniu nierozważne zachowanie za kierownicą, a większość zmotoryzowanych uczyła się szacowania ryzyka za sprawą małych uślizgów na mokrej czy pokrytej śniegiem nawierzchni. Osoba, która dopiero co ukończyła kurs i zaliczyła państwowy egzamin, nie ma takich doświadczań.
- Problemem jest samo szkolenie kierowców - mówi Marcin Kukawka, instruktor jazdy i rzeczoznawca z zakresu wypadków komunikacyjnych. - Wielu egzaminatorów uczy tylko tego, jak zaliczyć egzamin, a nie tego, jak bezpiecznie jeździć. W Polsce mało jest torów, na których można skorzystać z szarpaków czy nawadnianych łuków, pozwalających zapoznać się ze zjawiskiem poślizgu. Te, które są, świecą pustkami, bo kierowcy generalnie nie chcą poprawiać swoich umiejętności. Młodzi ludzie często obserwują też nierozważne zachowania swoich rodziców za kierownicą - dodaje Kukawka.
Problemem jest również brak asertywności. Jak udowadniają filmy zamieszczone w internecie, czasami zdarza się, że młodzi kierowcy decydują się na bardzo nieodpowiedzialne zachowania pod wpływem podjudzających ich do wyprzedzania czy nadmiernie szybkiej jazdy pasażerów, często w podobnym wieku. Pewnym rozwiązaniem jest tu kuratela w postaci pierwszych przejażdżek tylko w towarzystwie rodzica lub bardziej doświadczonego kierowcy w roli pasażera. Tak naprawdę nie ma jednak doskonałego środka zaradczego, bo problem ma wiele poziomów, a jego likwidacja zajmie jeszcze lata.
Tomasz Budzik, moto.wp.pl