Zalegalizują rejestrowanie "anglików"?
Komisja Europejska upomniała Polskę za odmowę rejestracji aut z kierownicą po prawej stronie produkowanych z myślą o ruchu lewostronnym, twierdząc, że jest to łamanie unijnego prawodawstwa i żądając zmiany przepisów.
KE jest zdania, że Polska łamie unijną dyrektywę o homologacji typów układów kierowniczych z 1970 r., dyrektywę ramową o homologacji pojazdów silnikowych z 2007 r. a nade wszystko art. 28 unijnego traktatu gwarantujący swobodę przepływu towarów na wspólnym unijnym rynku.
Do tego zdaniem KE sprowadza się polski wymóg, by przed rejestracją pojazdu w Polsce przełożyć koło kierownicy na lewą stronę. Nie ma ku temu powodów, skoro tego rodzaju samochody z powodzeniem są rejestrowane i jeżdżą w innych krajach UE, nie tylko Wielkiej Brytanii.
KE zajęła się sprawą na wniosek mieszkańca Kielc, który bezskutecznie próbował zarejestrować w Polsce samochód z kierownicą po prawej stronie. Po odmowie władz, poskarżył się do Brukseli. W odpowiedzi KE napisała mu o prowadzonym przeciwko Polsce postępowaniu i "wezwaniu Polski do usunięcia uchybienia". Jeśli KE uzna reakcję polskich władz za niewystarczającą, może skierować sprawę do unijnego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu.
Przyznam, że zawsze byłem zwolennikiem UE, a przyjęcie Polski do europejskiej rodziny i likwidację granic potraktowałem jak przesiadkę z malucha do nowego BMW. Jednak po pięciu latach zauważam, że nie ma nic za darmo. Naszą słabość i brak egzekwowania prawa chroniącego własny rynek (akcyza na sprowadzane samochody), szybko wykorzystano przeciw nam i pokazano gdzie jest nasze miejsce w szeregu.
Nie dziwi zatem brak inwestycji motoryzacyjnych (te zlokalizowano za naszą południową granicą), bo nikt przy zdrowych zmysłach nie zainwestuje pieniędzy w gospodarkę w której prawo jest fikcją ośmieszaną przez prywatnych handlarzy samochodów, przez co tworzenie długotrwałych planów biznesowych jest niemożliwe. Dziwi natomiast potraktowanie nas jako gospodarczego zaplecza, a nawet trampoliny pozwalającej na odbicie gospodarek państw starej Unii.
Według polityki przyjętej przez państwa starej Unii, jesteśmy miejscem oddalonym od cywilizacji, śmietnikiem Europy. Wprawdzie wielu (także naszych obywateli) tłumaczy, że wprowadzenie do Polski setek tysięcy samochodów, które swój technologiczny żywot skończyły w cywilizowanych państwach jest plusem dla obydwu stron (kraje UE pozbyły się złomów, a Polacy zmotoryzowali kraj), ale prawda jest nieco inna. Dla starszych krajów UE to bez wątpienia sukces, gdyż pozwala na napędzenie gospodarki, ale dla kraju nad Wisłą to porażka, hamująca rozwój (nowej, ekologicznej i bezpiecznej) motoryzacji.
Pozbycie się starych modeli samochodów napędziło gospodarkę Niemiec, Francji i Włoch, ale Wielka Brytania niewiele zyskuje na nowym członku Unii, a przecież ten ogromny rynek motoryzacyjny także cierpi na skutek kryzysu. Komisja Europejska stara się więc pomóc Wielkiej Brytanii. To czy na wschodzie Europy, nad jakąś Wisłą, będą mieć trochę więcej starych modeli nikogo nie obchodzi. Ważne, by starzy członkowie UE zyskali jak najwięcej.
Nie da się pogodzić sprowadzenia z Wysp na polski rynek nowej partii szmelcu ze zwiększeniem bezpieczeństwa na polskich drogach i zachowaniem standardów ekologicznych (tak chętnie podnoszonych przy propozycji budowy obwodnic). Liczy się globalny zysk starej Unii, dzięki któremu Wielka Brytania pozbędzie się niesprzedawalnych w Europie rzęchów, a gospodarka na Wyspach się ożywi.
Dziwi tylko stwierdzenie Komisji Europejskiej, że samochody z kierownicą po prawej stronie z powodzeniem są rejestrowane i jeżdżą w innych krajach UE, nie tylko w Wielkiej Brytanii. Pokonując setki tysięcy kilometrów po różnych drogach sytuację taką widziałem tylko w jednym państwie - Kazachstanie. Ojczyzna Borata na razie nie jest jednak członkiem UE, więc zamiast dawać niemądre przykłady lepiej zaznaczyć, że w UE są równi i równiejsi, a wasze bezpieczeństwo i ekologia, to… wasz problem i furtka dla nas, by za nieprzestrzeganie norm obciążać karami.
Bogusław Korzeniowski, (PAP)