Wieloletnie gwarancje na podzespoły mechaniczne, powłoki lakiernicze oraz układy przeniesienia napędu są obecnie dodawane do wszystkich sprzedawanych samochodów.
Co jeszcze mógłby zagwarantować producent? Nissan do każdego egzemplarza 350Z Roadster powinien dołączać gwarancję przyciągania spojrzeń...
Niska i szeroka karoseria z ostro zakończonymi światłami została pokryta lakierem w intensywnie pomarańczowym kolorze. Do tego zaproponowano 18-calowe felgi z szerokimi oponami, podwójną rurę wydechową, aluminiowe klamki oraz kilka innych detali, które sprawiają, że pasjonaci tuningu mogą dwoić się lub troić, ale i tak nie znajdą pomysłu, by uczynić roadstera z Kraju Kwitnącej Wiśni bardziej efektownym.
Testowany Nissan z pewnością nie przypadnie do gustu osobom ceniącym sobie możliwość dyskretnego przemieszczania się.
Jaskrawą „Zetką” po prostu nie sposób przemknąć niezauważonym, szczególnie że po otwarciu dachu jak na dłoni widać kabinę z fotelami wykończonymi pomarańczową skórą. Wnętrze można bez problemu obnażyć stojąc na czerwonym świetle. Wystarczy położyć nogę na hamulcu, sięgnąć do przycisku na desce rozdzielczej, zwolnić zaczep przy przedniej szybie oraz poczekać 17 sekund. Elektronicznie sterowane siłowniki zajmą się resztą... Agresywnie stylizowany roadster wzbudza nie tylko wielkie zainteresowanie. Jego kierowca jest nieustannie obdarowywany uśmiechami przez innych użytkowników dróg, którym zdarzało się nawet otwierać szyby, by krzyknąć – _ ładny jest! _
Nie tylko ładny, ale również bardzo głośny. Na pokładzie Nissana znalazła się aparatura audio renomowanej firmy Bose, która składa się z sześciu głośników oraz 10-calowego subwoofera. Głośnik niskotonowy został zamontowany tuż za oparciem fotela kierowcy, więc gdy postanowimy, że pozostali użytkownicy dróg mają posłuchać naszej muzyki, możemy liczyć na intensywny masaż pleców... WIĘCEJ ZDJĘĆ W GALERII
To nie koniec niespodzianek. Mimo obecności 6-płytowej zmieniarki CD, nie zabrakło również możliwości odtwarzania utworów z nieco zapomnianych już kaset. Przestrzeń w kabinie aż nadto wystarczy dla dwóch osób, które zasiadają wyjątkowo nisko. Oparcia kubełkowych foteli zostały wykończone siatką, więc nawet w upalne dni nie przyjdzie wysiadać z Nissana w przepoconej koszuli.
Projektanci starali się utrzymać funkcjonalność samochodu, stąd liczne schowki we wnętrzu. Niestety ich symboliczna pojemność pozwoli na przetransportowanie co najwyżej telefonu oraz dokumentów. Dyskusyjna jest również przydatność nawigacji dostępnej w pakiecie z kołami Rays oraz skórzanym wykończeniem foteli, kierownicy i ultrakrótkiej dźwigni zmiany biegów. Za 8300 PLN otrzymujemy urządzenie, które w Polsce sprawdzi się wyłącznie w największych miastach. Kto zechce wybrać się choćby na Hel będzie musiał polegać na znakach drogowych lub papierowych mapach, ponieważ zdaniem elektroniki na Półwyspie Helskim nie ma jakichkolwiek dróg...
Trudno się tym przejmować, mając do dyspozycji 3,5 litrowy silnik, który wyjątkowo szczelnie wypełnił przestrzeń pod garbatą maską. Na wolnych obrotach sześciocylindrowe serce basowo pomrukuje. Wystarczy lekko musnąć pedał gazu, by przemieścić wskazówkę obrotomierza ku końcowi skali. Towarzyszy temu narastający ryk z podwójnych rur wydechowych oraz wyraźnie wyczuwalne przechylanie się karoserii, którym Nissan wita w świecie wzdłużnie i niemal centralnie umieszczonych silników.
Spalanie jest wprost proporcjonalne do położenia prawej stopy kierowcy. Kto wybierze się na tor wyścigowy i postanowi wycisnąć z „Zetki” siódme poty po 100 kilometrach będzie musiał wlać do baku 30 litrów. W miejskich korkach auto domaga się 20 l/100km, a stanu rzeczy nie można zmienić nawet delikatnym operowaniem gazem.
Mieszkańcy niezbyt zakorkowanych metropolii oraz osoby dynamicznie jeżdżące w trasie mogą spodziewać się zużycia na poziomie 13 l/100km. Kto zaś otworzy dach i wybierze się w trasę, by delektować pięknem przyrody oraz wiatrem we włosach może zejść nawet do poziomu... 7,8 l/100km!
Doskonały rezultat jak na 3,5 litrowy silnik o mocy 313 KM jest po części zasługą długich przełożeń skrzyni biegów. Na „szóstce” przy 100 km/h obrotomierz ledwie wskazuje 2000 obr./min. Prędkościomierz potrafi wskazać „setkę” również na drugim biegu, co może nastąpić po 6,1 sekundy po starcie. Prędkość maksymalna została elektronicznie ustalona na poziomie 250 km/h. Mając do dyspozycji 2/3 pasa startowego udało się nam uzyskać 230 km/h. Przy prędkości wystarczającej do wzbicia się samolotu „350-tka” jechała jak po sznurku, a we znaki dawał się jedynie szum powietrza opływające karoserię. Specjaliści od aerodynamiki dobrze wywiązali się ze swojego zadania, ponieważ przy otwartym dachu w kabinie nie pojawiały się dokuczliwe zawirowania powietrza. Jednym z najważniejszych przycisków na pokładzie tylnonapędowego Nissana jest wyłącznik systemu ESP, który równie dobrze można nazwać włącznikiem zabawy. Po odłączeniu elektronicznej konsoli trakcji i stabilności kierowca staje przed możliwością kierowania samochodem
nie tylko przy użyciu kierownicy, ale również... pedału gazu. Wystarcza lekki ruch dłoni i zdecydowany ruch stopy, by auto zaczęło jechać bokiem. Niemal idealny rozkład masy (53%/47%), 358 Nm oraz blokada mechanizmu różnicowego ułatwiają utrzymanie „Zetki” w kontrolowanym poślizgu niezależnie od prędkości przy której zostanie zainicjowany. Osoby chcące spróbować swoich sił w zawodach driftingowych powinny jednak zdecydować się na montaż mocniej zeszperowanego dyferencjału.
O pomoc w przygotowaniu układu hamulcowego została poproszona renomowana firma Brembo. Złote zaciski prezentują się naprawdę bojowo. A jak działają? Przeciętne samochody są poddawane dziesięciu następującym po sobie próbom hamowania ze 100 km/h. Wówczas mniej dopracowane układy hamulcowe wykazują oznaki przegrzania – najważniejszą z nich jest wydłużanie się drogi hamowania. Wielotłoczkowe zaciski i potężne, wentylowane tarcze Nissana bez trudu poradziły sobie z takim ćwiczeniem.
Na płycie lotniska postanawiamy więc sprawdzić jak japoński roadster zniesie 10-krotne hamowanie z... 230 km/h! Nie zostaliśmy rozczarowani. Pedał hamulca nie domagał się coraz większego nacisku, pracował z niezmienną precyzją, a czas wytracania prędkości nie wzrastał. Wystarczyło jednak wysiąść z samochodu, by poczuć, jak nieubłagane są prawa fizyki i jak dużo ciepła wydziela się w trakcie hamowania z prędkości dozwolonych jedynie na niemieckich autostradach.
O zawieszeniu Nissana 350Z napisano wiele. Recenzenci twierdzili, że jest zbyt niskie oraz przesadnie twarde, przez co samochód niezbyt dobrze lub w ogóle nie nadaje się na polskie drogi. Zgoda, szerokie opony nie darzą sympatią kolein, jednak auto nie zachowuje się w nich bardziej nerwowo, niż Nissan Micra 1.6 na „szesnastkach”. Nierówności są natomiast dobrze filtrowane i jedynie największe przenikają do kabiny. Osobom upierającym się przy stwierdzeniu, że „Zetka” jest twarda polecamy przejażdżkę choćby Ibizą Cupra.
Radość z jazdy pod gołym niebem kosztuje niemało. Do wysokiego zużycia wysokooktanowego paliwa trzeba doliczyć koszt opon oraz innych elementów eksploatacyjnych. Wystarczy wspomnieć o twardym sprzęgle, którego krótki skok sprawia, że osoby nieumiejętnie operujące lewym pedałem, czy choćby przywykłe do trzymania nad nim nogi, szybko będą musiały wymienić elementy warte 7 000 PLN. Testowany Nissan 350Z wraz z dodatkowym wyposażeniem był warty 225 300 PLN.
Świat japońskiego roadstera, którego korzenie sięgają konstrukcji z powodzeniem rywalizujących w Rajdzie Safari otwiera kwota 190 500 PLN. Kto uważa, że ma zbyt dobry dzień, może przeliczyć na złotówki równowartość 36 280 dolarów. Tyle właśnie za Oceanem kosztuje „Zetka” z otwartym dachem ...
Łukasz Szewczyk