Wygrana z Hamiltonem albo koniec marzeń
Jeżeli Kubica chce przedłużyć swoje szanse na tytuł mistrza świata, w Japonii musi pokonać Lewisa Hamiltona.
Ubiegłoroczny wyścig pod wulkanem Fudżi przyniósł spektakl z zapierającym dech w piersiach finiszem Felipe Massy i Roberta Kubicy, którzy kilka ostatnich zakrętów przejechali tuż obok siebie, wykorzystując tor i pobocza zalanego deszczem Fuji Speedway. Ostatecznie lepszy okazał się Brazylijczyk, szósty na mecie. A po zwycięstwo sięgnął Lewis Hamilton. Teraz wszyscy trzej przylecieli do Japonii z szansami na tytuł mistrza świata. Najgorzej wyglądają one niestety w przypadku Polaka. Tym bardziej szkoda punktów straconych w Belgii i Singapurze, ponieważ teraz położenie Roberta byłoby zupełnie inne.
W ostatnich trzech wyścigach Kubica otrzyma wreszcie wsparcie, na brak którego tak długo narzekał. - Ciągle walczymy. Postaramy się wprowadzić w kolejnych wyścigach drobne poprawki, aby zbliżyć się do czołówki. Nie jesteśmy daleko jako zespół, Robert, który jest naszym liderującym kierowcą, też nie ma dużej straty - oświadczył dyrektor techniczny, Willy Rampf. Szkoda, że tak późno, chciałoby się rzec... 20 "oczek" straty oznacza, że pod świętą górą krakowianin musi pokonać Hamiltona, w przeciwnym razie wypadnie z gry. Lewis pamięta lekcję.
Po wyścigu w Singapurze, Hamilton zwiększył swoją przewagę nad Massą do 7 punktów. 23-letni as McLarena ciągle ma jednak w głowie ubiegłoroczną lekcję, jak udzielił mu Kimi Raeikkoenen. Jeszcze dwie rundy przed końcem sezonu Anglik miał 17 "oczek" przewagi nad Finem, ale po serii katastrofalnych błędów przegrał pojedynek o tytuł mistrza świata. Teraz my być inaczej.
- Można sobie powtarzać, że trzeba jeździć równo i unikać błędów. Ale mówić to jedno, a postępować zgodnie z tym, to zupełnie co innego - przyznał Lewis. - Ze względu na okoliczności w Singapurze nie musiałem wygrać, więc zacząłem myśleć o mistrzostwie świata. Nie znoszę jeżdżenia po punkty, ale wszyscy widzimy, jakie to przynosi zyski. W tym sezonie czuję się mocniejszy niż przed rokiem. Przed nami trzy wyścigi i zrobimy wszystko, aby jako zespół wejść na szczyt.
Stajnia McLarena gra o podwójne mistrzostwo świata, co ostatnio udało jej się w 1998 roku. Dyrektor naczelny zespołu z Woking, Martin Whitmarsh zapowiedział, że MP4-23 będzie poprawiany do ostatniej chwili. Jeden punkt przewagi nad Ferrari sprawia, że wszystko jest jeszcze możliwe.
- W Singapurze planowaliśmy ostatni pakiet zmian, ale będziemy wprowadzali zmiany aż do Brazylii - oznajmił Whitmarsh.
Robert Smoczyński/Sport