Jadący potężną ciężarówką Dariusz Rodewald (28 l.) został pierwszym Polakiem, który wygrał Dakar. - Superuczucie. Nie spodziewałem się tego - opowiada Faktowi członek najlepszej ekipy wśród ciężarówek.
- Superuczucie. Nie spodziewałem się tego. Pracowaliśmy na to w sumie 10 lat. Wcześniej zawsze czegoś brakowało. Albo samochód nawalał, albo zdarzały się kontuzje. Teraz ćwiczyliśmy w siłowni, samochód zbudowaliśmy świetny, no i jest efekt - opowiada Faktowi Rodewald.
Pochodzący z Olesna mechanik startował w holenderskiej ekipie de Rooy, która od lat wystawia swoje pojazdy w klasie ciężarówek. - Do ekipy rajdowej trafiłem w sumie przypadkiem. Na początku pracowałem w formie de Rooy jako zwykły mechanik. Po jakimś czasie szef zaproponował mi miejsce w zespole. I później już poszło. Pierwszy rajd, drugi, trzeci i tak zostało - wspomina.
Mieszkający na stałe w Holandii Polak jest trzecim członkiem załogi niebieskiego Iveco. Oprócz niego są w niej kierowca Gerard de Roy (31 l.) oraz nawigator Tom Colsoul.
- Ja po pierwsze jestem odpowiedzialny za naprawy. Po drugie, steruję ciśnieniem w oponach, ustawiam je w zależności od położenia i nawierzchni. Kontroluję też silnik. Mamy zamontowane w ramie specjalne kamery. Jeśli coś się zepsuje, mogę zobaczyć i sprawdzić, czy można jeszcze dojechać, czy trzeba się zatrzymać i reperować - wyjaśnia swoje zadania.
Jazdy dakarową ciężarówką nie da się z niczym porównać. Mimo ogromnej masy, taki potwór może rozpędzić się do 160 km/h i więcej. Gdy nadjeżdża, wzbija tumany kurzu. Ziemia pod nogami drży, a ludzie na wszelki wypadek odsuwają się na kilka metrów od trasy.
- Czasem się zastanawiam, jak my to przejedziemy. Ale nieraz łatwiej przedrzeć się ciężarówką niż osobówką. Tak więc można wszystkim, nawet dużym - śmieje się Rodewald.
Polecamy na Fakt.pl:
Mieli Chińczyka, a teraz Japończyka