Wszyscy oszukują podczas testów emisji spalin?
Afera związana z Volkswagenem, który oszukiwał podczas testów emisji spalin, może być początkiem większej sprawy. Wiele wskazuje na to, że również inni producenci nie podchodzili do badań laboratoryjnych uczciwie. Organizacje, które odkryły metodę Volkswagena już alarmują o tym, że skala tego procederu jest dużo większa.
Tajemnicą poliszynela jest to, że laboratoryjne testy spalania, a zatem i emisji trujących substancji, mają się nijak do rzeczywistych wyników. Wystarczy zajrzeć do katalogów – średnie spalanie poniżej 4 l/100 km w przypadku diesli to standard… na papierze. W przypadku emisji CO2 i jeszcze bardziej szkodliwych tlenków azotu jest jeszcze gorzej. Jak wyliczają eksperci – rzeczywista emisja tych związków jest średnio pięć razy wyższa niż podawana przez producenta, a tylko jeden na 10 samochodów potrafi spełnić normy podczas codziennej eksploatacji.
Organizacja Transport & Environment zbadała rzeczywistą emisję tlenków azotu i wyniki tych testów pokazują, jak bardzo mijają się one z danymi z laboratoriów. Audi A8 z silnikiem Diesla przekracza normy 21,9 razy, BMW X3 – 9,9 razy, Opel Zafira 9,1 razy, a Citroen C4 Picasso 5,1 razy. Oczywiście wszystkie te modele pozytywnie przeszły testy laboratoryjne. Niewiele lepiej jest z emisją CO2. W rzeczywistych testach wyszło, że niemal każdy Mercedes emituje ponad 50 proc. więcej dwutlenku węgla niż podczas oficjalnych badań. BMW serii 5 i Peugeot 308 wypadły niewiele lepiej.
Eksperci zauważają też, że trend ten jest coraz większy. Jak się okazuje, w przypadku każdej kolejnej generacji różnica między wynikami laboratoryjnymi a rzeczywistą emisją rośnie. W przypadku Golfa 7 był to skok z 22 do 41 proc., Mercedesa Klasy C – z 37 do 53 proc., a Renault Clio IV – z 19 do 34 proc.
Producenci nawet nie ukrywają stosowanych metod. Przed testem ładują akumulator do pełna. Już tylko ten zabieg poprawia wynik o 4 proc. Również ustawiają samochód tak, aby miał mniejsze opory toczenia. Choć firmy motoryzacyjne tłumaczą, że jest to zgodne z zasadami, to trzeba pamiętać, że kompletnie mija się z celem, którym jest ograniczenie rzeczywistej emisji spalin i poinformowanie klientów o spalaniu. Różnica między danymi katalogowymi, a tym, ile samochody faktycznie zużywają paliwa wynosi już średnio 40 proc.
Eksperci stwierdzają też, że rozbieżności tych wszystkich wyników są już tak duże, że pozwalają wierzyć, iż nie tylko Volkswagen, ale też inni producenci oszukują włączając specjalne oprogramowanie na czas testu.
Afera Volkswagena już odbija się czkawką na innych producentach. Po ujawnieniu wyniku testów BMW X3 rzecznik bawarskiej marki zapewniał, że nie stosują takich metod jak firma z Wolfsburga, ale mimo to na giełdzie we Frankfurcie akcje BMW natychmiast spadły o 9,3 proc. Jednak następstwa „afery spalinowej” mogą prowadzić do dużo większych zmian.
Warto przyjrzeć się przyczynom oszustwa Volkswagena. Zarówno w Europie jak i w USA wprowadzono normy emisji spalin, które są w wielu przypadkach niemal niemożliwe do spełnienia, a dodatkowo od lat przymyka się oko na fakt, że laboratoryjne testy nijak się mają do rzeczywistych wyników. My, jako kierowcy, możemy liczyć, że efektem całego zamieszania będzie stworzenie nowych testów, które będą bardziej wiarygodne i miarodajne.
Źródło: Transport & Environment
sj,moto.wp.pl