Wojna na słowa Ferrari z BMW
Największą kością niezgody pomiędzy zespołami Formuły 1 przed sezonem 2009 staje się system odzyskiwania energii KERS. Coraz więcej specjalistów twierdzi, że tak naprawdę wprowadzenie tego urządzenia powoduje gwałtowny wzrost kosztów - pisze dziennik "POLSKA The Times".
Część twierdzi nawet, że teamy przygotowują w tajemnicy nawet po dwa bolidy dla każdego zawodnika na przyszły sezon. Jeden ma mieć KERS, a drugi nie. Wyjęcie urządzenia powoduje bowiem, że trzeba przemodelować wyważenie bolidu i przebudować jednostkę napędową.
Wojnę na słowa już toczą szefowie Ferrari i BMW. Luca di Montezemolo oświadczył, że system stosowany w bolidach jest drogi i nie da się go wprowadzić w autach drogowych. To była odpowiedź na opinię Mario Theissena z BMW Sauber, który twierdzi, że KERS jest przyszłością motoryzacji. Inne zdanie na ten temat od swojego przełożonego ma Robert Kubica, który już wielokrotnie powtarzał, że dla kierowców takich jak on, wysokich i dość ciężkich, KERS będzie handicapem i nie ułatwi mu pracy. Obciążenie bolidu na rok 2009 dodatkowymi kilogramami (waga systemu to od 20 do 60 kg) tylko utrudni Polakowi skuteczną walkę o tytuł mistrza świata.
Do wymiany nieuprzejmości włączył się także szef Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) Max Mosley, który skrytykował szefa Ferrari, przywołując nazwisko Keitha Duckwortha, nieżyjącego legendarnego konstruktora F1.
Duckworth byłby idealnym człowiekiem na czasy recesji. Jednym z jego ulubionych powiedzonek było: Geniusz zrobi za pensa to, co dobry inżynier może zrobić za co najmniej 10.
Tymczasem Ferrari co i raz straszy wycofaniem z F1, jeśli cięcia i ujednolicanie bolidu pójdą za daleko.
_ Więcej w dzienniku "POLSKA The Times" _