Właściciele Veyronów wezwani do serwisów. Akcja naprawcza Bugatti
Wygląda na to, że w niektórych przypadkach nie ma różnicy, czy ma się samochód za kilkanaście tysięcy złotych czy za milion dolarów. Usterki techniczne nie wybierają i możni tego świata także na wezwanie producenta muszą odstawić swój czterokołowy skarb do serwisu. Tym razem wypadło na Bugatti Veyrona i to aż z trzech, niezależnych powodów.
Wszystkie 92 sztuki tego modelu, wyprodukowane pomiędzy 2006 a 2011 rokiem i sprzedane w USA, muszą zostać przejrzane po pierwsze z powodu defektu wskaźnika paliwa, który nie pokazuje rzeczywistego poziomu benzyny w baku. W efekcie, z powodu braku paliwa, silnik może zostać nagle wyłączony przez komputer. Mając na uwadze, że standardowy Veyron przy maksymalnej prędkości potrzebuje 19 minut na zużycie całego paliwa, to jest to dosyć istotny czujnik.
Po drugie problemem może być korodujący i przegrzewający się przewód przy akumulatorze, co oczywiście grozi pożarem i uszkodzeniem alternatora. A po trzecie utleniać się i odpadać mogą aluminiowe płytki, przymocowane do nadwozia z włókna węglowego, a służące do podparcia samochodowego lewarka. Przy jeździe z prędkościami przekraczającymi 300 km/h jest to bardzo niebezpieczne zjawisko.
Akcja dotyczy modeli Veyron, Veyron Grand Sport i Veyron Super Sport oraz edycji specjalnych auta z wymienionych lat. Niestety sytuacja znów kładzie się cieniem na grupę Volkswagena, bo pierwszy przypadek odpadnięcia aluminiowego wspornika stwierdzono w 2011 r., a Bugatti przez ten czas nie zrobiło niczego, by sprawę wyjaśnić i zapobiec dalszym kłopotom. Na szczęście dokonano stosownych zmian na linii produkcyjnej i samochody po tej dacie produkcji już tych problemów nie mają. Według prawa w USA producent ma pięć dni od ujawnienia tego typu awarii na podjęcie stosownych działań i poinformowanie swoich klientów.
Borys Czyżewski