Polski Fiat 126 p, to samochód, który miał zmotoryzować kraj nad Wisłą czasów Gierka. Jest to zarazem jeden z niewielu pomysłów ówczesnej władzy, który wypalił. Właśnie mija 36 lat od chwili, gdy w bielskiej FSM ruszyła seryjna produkcja "auta dla Kowalskiego". W sumie, od 22 czerwca 1973 w zakładach w Bielsku, a później w Tychach 3 318 674 sztuk maluchów. Ostatnie auto zjechało z taśmy w 2000 r.
Otwarcie granic na import z zachodu i ekspansja modeli produkowanych w kraju sprawiła, że zaczęliśmy się rozglądać, za czymś co nie obijałoby nam łokci podczas każdego zamykania drzwi i nie tłukło boleśnie w głowę bądź kolana podczas podróży wyboistymi drogami.
Jaki maluch był taki był, ale niewielu jest chyba w Polsce kierowców, którzy w 2000 r. wieści o zakończeniu produkcji nie przyjęłoby z lekkim rozrzewnieniem. Powspominajmy, zarówno wady jak i zalety auta, nazywanego swego czasu przez giełdowych handlarzy "kolejną walutą Rzeczpospolitej".
Faktem jest, że pomimo licznych przypadłości, 126'ka miała liczne grono zwolenników, zaś w giełdowym bądź komisowym handlu przed laty była jedynym pojazdem, który nie musiał długo czekać na nabywcę.
Lista defektów, jakie trawiły poczciwe Fiaty jest długa. Wśród najczęstszych zdarzały się najbardziej oczywiste, jak nietrwałe elementy zawieszenia, czy legendarnie wręcz słabe elementy piasty i zwrotnicy przednich kół. Nie brakowało również bardziej poważnych awarii. Do jednej z nich należała rdza atakująca przewody hamulcowe. Kierowcy mieli też kłopoty z wiecznie przeciążonym akumulatorem, nawalającymi kierunkowskazami, czy słabymi światłami.
Do listy warto również dodać pękającą głowicę silnika, nietrwałą uszczelkę pod głowicą, puszczające uszczelnienia popychaczy zaworów, przegrzewający się silnik, wycieki spod bagnetu miarki oleju, słabe łożyska alternatora i wirnika dmuchawy chłodzenia (na jednej osi), czy brak synchronizacji pierwszego biegu. Zdarzały się również bardziej prozaiczne kłopoty, wynikające raczej z niedoróbek konstrukcyjnych. Dawały się one znać zwłaszcza przy ekstremalnych temperaturach. Zimą, kiedy auto w końcu ożyło, pasażerom doskwierało słabe ogrzewanie i uporczywe parowanie przedniej szyby. Latem, zaś ten sam nawiew był powodem panującego upału wewnątrz auta. Przy wysokich temperaturach silnik lubił również się zagrzać.
Jak widać, psuło się właściwie wszystko. Pracownicy warsztatów obiektywnie jednak przyznawali, że im bliżej końca produkcji tym awaryjność 126'ki malała.
O zaletach "malucha" równie długo by mówić. Na jego temat powstawały również dowcipy. Trzeba było być autentycznie zakochanym w tym samochodzie, żeby obstawać przy stwierdzeniu, że był lepszy od innych samochodów.
* ZOBACZ PRZYGODĘ PEWNEJ NIEMKI Z MALUCHEM * Największe zalety auta są w jego konstrukcji. Pozwalało to na prowadzenie większości napraw samodzielnie. Dzięki swoim niewielkim rozmiarom, auto było wręcz idealne do poruszania się po mieście. Nie przeszkadzało to również w dalszych podróżach. Niektórzy decydowali się nawet na przyczepienie charakterystycznej przyczepy kempingowej.
Źródło: [
]( http://wnp.pl ), Jakub Wilicki