W Kuala Lumpur karty rozdała pogoda
Przed Grand Prix Malezji kierowcy najbardziej bali się jednego - ulewnego deszczu, który miał uczynić jazdę bolidem Formuły 1 niesamowicie trudną. Ich obawy się spełniły. Około godziny 18 nad torem Sepang doszło do prawdziwego oberwania chmury.
Natura wpadła w furię na dzień przed wyścigiem. W sobotę tuż przed godziną 19 nad torem Sepang pod Kuala Lumpur niebo zrobiło się czarne i rozpętała się silna burza z piorunami. Obserwatorzy twierdzili, że w tak złych warunkach pogodowych, jakie były nad torem w sobotę wieczorem, bolidy Formuły 1 nie są w stanie jeździć.
W dniu wyścigu, na zaledwie trzy godziny przed rozpoczęciem GP Malezji, nad torem Sepang doszło do oberwania chmury. Potem przestało padać, ale po około godzinie wyścigu, mniej więcej o 18 miejscowego czasu, nad torem pojawiła się kolejna ściana wody.
Kierowcy nie byli w stanie jechać w tych warunkach. Nad torem pojawiła się żółta flaga i wjechał samochód bezpieczeństwa. Potem żółta flaga zamieniła się w czerwoną i wyścig został wstrzymany. Po długim zamieszaniu zdecydowano, że wznowienia nie będzie. Wygrał Jenson Button przed Timo Glockiem i Nickiem Heidfeldem.
Wszyscy zawodnicy dostaną tylko połowę punktów, które wywalczyli by w normalnie przebiegającym wyścigu. A to dlatego, że nie udało się im ukończyć 75 procent dystansu wyścigu.
Kierowcy już w Australii zwracali uwagę na fakt, że przełożenie godziny rozpoczęcia wyścigu z 14 na 17 nie jest dobrym pomysłem. Mieli rację - kapryśna pogoda w Malezji była znacznie większym problemem.
Robert Kubica przestrzegał przed takim scenariuszem jeszcze w czwartek.
- Tutaj przełożenie wyścigu na późniejszą godzinę daje większe prawdopodobieństwo deszczu. Może być pochmurno, może padać, a zapewne będzie też bardzo ciemno - mówił kierowca BMW Sauber. Jego najgorsze obawy spełniły się.
WOY