Urządzenia poprawiające emisję spalin w oplach są legalne
Afera związana z tym, że Volkswagen oszukiwał podczas testów emisji spalin, spowodowała, że również inne marki znalazły się pod lupą. Niemcy ostatnio przyjrzeli się rozwiązaniu używanemu przez Opla. Jak się okazuje, choć też przekłamuje rzeczywiste wyniki, jest to zgodne z prawem. Jak to możliwe?
Niemieccy urzędnicy skontrolowali 2-litrowy silnik CDTI z Opla Zafiry (który montowany jest też w Insignii i Cascadzie). Jak podaje „Bild” stwierdzono, że choć zastosowane oprogramowanie powoduje, że w rzeczywistości emitowane są większe ilości trujących tlenków azotu (NOx), jest to zgodne z literą prawa.
Wszystko przez dziurę w przepisach, którą wykorzystano do granic możliwości. Zgodnie z prawem system oczyszczania spalin może być wyłączany w warunkach, gdy jego praca zagraża silnikowi. Jak się okazuje Opel potraktował ten zapis bardzo liberalnie. Zatem tryb ekologiczny wyłączany jest automatycznie przy pewnych prędkościach, temperaturze czy określonym ciśnieniu powietrza. Oznacza to, że w laboratorium auto emituje niewielkie ilości NOx, natomiast na drodze sytuacja wygląda zupełnie inaczej, gdyż bardzo często samochód pracuje w trybie, który nie eliminuje trujących związków.
Do tego u wielu producentów dochodzi kwestia programowania trybów silnika pracy tak, żeby podczas oszczędnej laboratoryjnej jazdy emisja była jak najmniejsza. W rzeczywistości jednak styl jazdy kierowców jest inny, a zatem i samochody nie są tak ekologiczne, jak obiecują producenci.
Niedawno Niemcy przebadali samochody z silnikami Diesla w warunkach rzeczywistych i okazało się, że niemal wszystkie są mniej ekologiczne niż obiecują producenci. Jedne z najgorszych wyników osiągnęły słynące z silników wysokoprężnych modele Renault – minivan Espace Energy dCi 160 okazał się ponad 11 razy bardziej trujący, niż podaje to producent. Grand Scenic i Kadjar wypadły niewiele lepiej. Również Jeep Renegade 2,0 napędzany silnikiem Fiata znalazł się w czołówce tego zestawienia z Hyundaiem i20 1,1, Fiatem 500X 1,6 i Citroenem DS5 Hybird4 na kolejnych miejscach. Nie lepiej wyglądała sytuacja podczas testów we Francji. Tam przebadano 52 samochody 15 różnych producentów i żaden nie osiągał obiecywanych wyników.
Wykrycie tak znaczących nieprawidłowości wymusiło na unijnych urzędnikach konieczność zmiany sposobu testowania emisji spalin w samochodach. Od września 2017 roku uzyskiwane wartości mają odpowiadać rzeczywistemu użytkowaniu pojazdów. Skoro tak naprawdę niemal nikt nie spełnia narzuconych prawem norm, to najbliższe zmiany uderzą we wszystkich producentów. Jak bardzo? To zależy, czy urzędnicy postanowią pozostawić aktualne normy, które tym razem trzeba będzie spełnić w realnych warunkach, a nie w laboratorium. Dla niektórych będzie to oznaczało wymóg zmniejszenia emisji nawet dziesięciokrotnie, a to zadanie może być trudne, o ile nie niemożliwe do wykonania.
Szymon Jasina, moto.wp.pl