Umieszczanie w internecie nagrań z kamery drogowej nie zawsze zgodne z prawem
Kierowców, którzy nagrywają kamerkami łamanie przepisów przez innych użytkowników dróg, generalny inspektor ochrony danych osobowych ostrzega na łamach "Gazety Wyborczej", że mogą łamać prawo.
Moda na kamery pokładowe przyszła do Polski ze wschodu. W Rosji stały się one niemal obowiązkowym wyposażeniem samochodów w związku z powszechnymi próbami wyłudzenia odszkodowania poprzez uderzanie w inne auta, a nawet rzucanie się pieszych pod koła w okolicy przejść. Choć u nas nie dochodzi do tak drastycznych scen, coraz więcej kierowców chce mieć takie urządzenie. Dlaczego? W razie stłuczki lub wypadku nagranie może wyjaśnić kwestię winy łatwiej i pewniej niż zeznania uczestników zdarzenia lub świadków. Jeszcze większe znaczenie może mieć nagranie, gdy jedziemy za granicę, albo poruszamy się pojazdem, który w konfrontacji z samochodem stoi na z góry przegranej pozycji - stąd coraz większa popularność urządzeń wśród motocyklistów i rowerzystów. Wówczas nagranie pozwala zapoznać się policji czy sądowi ze zdarzeniem z punktu widzenia poszkodowanego.
By przekonać się, jak na popularności zyskały kamery, nie trzeba odwiedzać sklepów z elektroniką i pytać sprzedawców. Wystarczy przewertować któryś z internetowych serwisów służących do dzielenia się materiałami wideo. Liczba filmów przedstawiających sytuacje z polskich dróg jest spora i rośnie lawinowo. Znajdziemy tam wszystko - od nagrań wypadków, poprzez agresywne zachowania kierujących i wymuszenia pierwszeństwa, aż do filmów przedstawiających zwykłe przejazdy na konkretnych trasach. Okazuje się jednak, że publikowanie takich nagrań może oznaczać łamanie prawa.
Polskie przepisy wyróżniają dwa przypadki nagrywania ruchu ulicznego. - Jeżeli nagrywamy wideo dla potrzeb własnych, a w tym czasie dostrzegamy, że ktoś popełnia wykroczenie i przekazujemy takie nagranie organom ścigania, to nasze zachowanie mieści się w granicach prawa - mówi dr Wojciech Rafał Wiewiórowski.
- Jeżeli natomiast nagrywamy i wrzucamy wideo do internetu, żeby piętnować innych kierowców czy się z nich naśmiewać, wtedy naruszamy dane osobowe innych osób. Sam fakt zamazania tablicy rejestracyjnej przed wrzuceniem takiego filmu do internetu nie oznacza, że ta osoba nie będzie możliwa do zidentyfikowania, np. po samym samochodzie czy miejscu, w którym jest - mówi Wiewiórowski. Dlatego osoba nagrywająca musi liczyć się z odpowiedzialnością cywilną.
Głośny wyrok w tej kwestii zapadł w Niemczech - kraju, gdzie ochrona danych osobowych jest traktowana szczególnie restrykcyjnie. Sąd Administracyjny w Ansbach przychylił się do decyzji bawarskiego Urzędu Ochrony Danych Osobowych i stwierdził, że ciągłe nagrywanie za pomocą kamery samochodowej wykracza poza obszar życia prywatnego, a zatem jest niezgodne z prawem. Czy również w Polsce możemy doczekać się takiego zakazu?
Z jednej strony publikowanie filmów z kamer samochodowych może zakończyć się wyrokiem i koniecznością zapłaty odszkodowania nagranym osobom. Z drugiej jednak mundurowi liczą na posiadaczy takich urządzeń. Zgodnie z zapowiedzią komendanta głównego policji, w każdej komendzie wojewódzkiej powołana zostanie specjalna jednostka do walki z piratami drogowymi. Zadaniem tych funkcjonariuszy nie będzie czajenie się za przydrożnymi zaroślami z „suszarką” w dłoni, ale eliminowanie z dróg kierowców, którzy stwarzają realne zagrożenie życia lub zdrowia innych uczestników ruchu. W każdej komendzie ma również zostać utworzona skrzynka e-mailowa, na którą będzie można przesyłać nagrania przedstawiające takie zachowania. Widząc samochód z zamontowaną kamerą, lepiej więc okiełznać swój drogowy temperament.
ll/tb/sj, moto.wp.pl