Ulubione auto hipisów
Co łączy Janis Joplin, Jimi Hendriksa i VW T1? Odpowiedź jest oczywista. To symbole ruchu hipisowskiego, który dał początek wielkim przemianom obyczajowym i społecznym. Paradoksalnie, mimo że hipisi zerwali z kulturą popularną, właśnie dzięki niej ikony epoki dzieci kwiatów istnieją w powszechnej świadomości.
Prezentowane auto należy do Bartka. Wyjechało z fabryki w 1966 roku, co oznacza, iż pełnoletność osiągnęło już bardzo dawno temu. O tym, jak trudno znaleźć dobrze zachowane T1, nie trzeba wspominać. Dlatego nikogo nie dziwi, że nawet egzemplarze w opłakanym stanie technicznym kosztują prawie tyle, co nowy Fiat Panda.
Myli się jednak ten, kto sądzi, że od momentu zakupu auta jest już z górki. Tu właśnie zaczynają się schody. O ile posiadaczem poczciwego sierżanta, jak czasem mówi się o T1, można się stać zaraz po przelaniu pieniędzy na konto sprzedającego, o tyle wyjechanie na drogę samochodem wyglądającym niczym T1 ze zdjęć poprzedzają zwykle miesiące lub lata pracy. Remont starego auta to proces żmudny i kosztowny. Często trzeba dorabiać części, wymyślać rozwiązania pojawiających się ciągle problemów technicznych. Nie można liczyć w tym względzie na pomoc blacharzy i mechaników, którzy wolą wymienić alternator w Toyocie czy pomalować błotnik Opla, bo to nawet w połowie nie zajmuje tyle czasu, co przygotowanie poczciwego T1 do lakierowania.
Dlatego wiele aut reanimowanych w przydomowych garażach jest dowodem ciężkiej pracy swoich właścicieli. Tak też było w tym przypadku.
T1 Bartka został zakupiony w latach 90., kiedy VW chłodzony powietrzem dopiero zdobywał popularność. Musiał poczekać parę lat, by jego młody właściciel mógł zgromadzić potrzebne na remont fundusze, a potem części. Prace nad starym VW trwały przez 18 miesięcy. W tym czasie zmianom i regeneracji poddana została większość elementów samochodu. Oczywiście fanatyczni wielbiciele youngtimerów zarzucą Bartkowi, że jego auto różni się od oryginału, jednak czasami nie warto upierać się przy zachowaniu fabrycznych rozwiązań. Doskonałym przykładem może być w tym przypadku mechanika. Pod maską oryginalnie pracował klasyczny silnik chłodzony powietrzem o pojemności 1500 ccm. Wyeksploatowany motor odszedł na zasłużoną emeryturę. Teraz auto jest napędzane 6-cylindrową jednostką od Porsche 911. Pojemność 2,2 l i ponad 148 KM nadały wigoru małemu VW. Zaletami tego silnika są moc, kultura pracy i niepowtarzalny dźwięk. Ogromną frajdę sprawia też Bartkowi obserwowanie min kierowców innych aut zostawianych na światłach przez
prawie 50-letnią furgonetkę. Teraz z pewnością za każdym razem, kiedy silnik ochoczo wypełnia się mieszanką paliwowo-powietrzną, uśmiech pojawia się na jego twarzy.
Aby autem jeździło się bezpiecznie, a moc nie sprawiała kłopotów na zakrętach, zawieszenie zmieniono na regulowane. Odpowiednie nastawy dbają o sztywność przy niewielkiej utracie komfortu. Skoro mowa o zawieszeniu, trudno nie wspomnieć o bardzo ciekawych kołach. Obręcze, podobnie jak silnik, zostały zaadaptowanie z Porsche. 15-calowe felgi Fuchsa to trudno dostępny towar na rynku. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę ich szerokości 4,5 cala z przodu i 6 cali na tylnej osi. Opony, jakie zastosowano, to odpowiednio 145/65R15 i 185/65R15. Mimo braku niskiego profilu prezentują się nadzwyczaj dobrze.
Jaskrawozielone nadwozie przykuwa uwagę wszystkich. Jak mówi Bartek, nie ma osoby, która nie odwróciłaby się za jego T1. Tym bardziej że to wersja specjalnie przeszklona, potocznie nazywana ogrodnikiem. Podobno w Polsce na palcach jednej ręki można policzyć odrestaurowane egzemplarze, które w takiej konfiguracji opuściły fabrykę. Zwolennikom przywracania autom ich pierwotnego wyglądu najmniej do gustu przypadnie wnętrze. Zamontowanie kanapy od młodszego modelu Transportera to nie fanaberia Bartka. Auto ma służyć jako samochód wycieczkowo-rekreacyjny i dzięki takim rozwiązaniom świetnie spisuje się w tej roli.
System audio obejmuje na razie jedynie głośniki JBL GTO oraz radio Alpine CDE-9882Ri. Jednak Bartek planuje montaż profesjonalnej zabudowy, opartej na odseparowanym zestawie przednim i spiętym z monoblokiem 30-centymetrowym subwooferze Orion w obudowie zamkniętej. Instalacja ma być dokładnie ukryta. Wydaje się, że nie mogło być lepiej. Wrażenia z jazdy poczciwym T1 są fantastyczne. Gulgot silnika i atmosfera w kabinie to coś, czego nie można kupić za żadne pieniądze. Wszystkim kierowcom i ich samochodom przytrafiają się jakieś przygody. Bartek opowiedział nam historię, jaka wydarzyła się pewnego letniego dnia w środku miasta, gdy remont jego T1 nie był jeszcze ukończony. W czasie przejażdżki nagła usterka zmusiła go to awaryjnego postoju. Pech chciał, że jedynym nadającym się do tego miejscem była zatoczka autobusowa pełna ludzi czekających na przystanku. Kiedy samochód się zatrzymał, a Bartek
zanurkował pod deskę w poszukiwaniu przyczyny usterki, ludzie niespiesznie zaczęli wsiadać do Transportera. Gdy podniósł głowę, ze zdziwieniem stwierdził, że ma siedmioro pasażerów, którzy pytali ze spokojem, gdzie w tym autobusie znajduje się kasownik.
Zaprojektowano już i wyprodukowano tysiące modeli samochodów, ale niewiele spośród nich zyskało zaszczytne miano ikon motoryzacji. Auto kultowe to nie tylko blacha i silnik zespolone śrubami i postawione na czterech kołach ma duszę. Dzięki temu zdobywa wielbicieli wśród następnych pokoleń fanów motoryzacji, a jego popularność nie maleje. T1 już na zawsze zdobyło miejsce w panteonie sław. Bo prawdziwe legendy nie odchodzą w zapomnienie.
Michał Grala