Tragiczny rajd w Szkocji. Trzech zabitych, sześciu rannych
Trzy osoby zginęły, a sześć zostało rannych podczas dwóch różnych wypadków, do których doszło w rajdzie Jima Clarka w Szkocji. W obu przypadkach samochody rajdowców wjechały w widzów.
Jak ogłosiła miejscowa policja, do najpoważniejszego wypadku doszło w sobotę około godziny 16 około godziny 4 czasu miejscowego w pobliżu miejscowości Kelso. Zginęły w nim trzy osoby, a niewykluczone, że liczba ofiar będzie wyższa, ponieważ czwarty poszkodowany znajduje się w stanie krytycznym w szpitalu w Edynburgu.
Dwie godziny wcześniej inny samochód rajdowy uderzył w pięciu kibiców. Czerech zostało opatrzonych na miejscu (skończyło się na niewielkich obrażeniach), w przypadku piątej osoby sytuacja jest o wiele gorsza. Również przebywa ona w szpitalu w Edynburgu, a lekarze określają jej stan jako poważny.
Szkocka policja zażądała przerwania rajdu po drugim wypadku, ze względu na fakt, że jego kontynuowanie mogłoby narazić kolejnych kierowców i widzów na niebezpieczeństwo. Brytyjskie media dotarły do świadków wydarzenia.
Tony Cowan, jeden z widzów, którzy mieli szczęście przetrwać feralny rajd bez szwanku, udzielił wywiadu telewizji BBC. - Jeden z kierowców zupełnie stracił kontrolę nad swoim samochodem. Wyjechał na pobocze, a potem nagle skręcił w drugą stronę drogi i uderzył w czwórkę stojących w tym miejscu ludzi - powiedział.
- To było straszne, absolutnie straszne. Pobiegłem tam, żeby pomóc poszkodowanym, ale niewiele mogłem poradzić. Helikopter ratowniczy przyjechał dopiero po 45 mintach. Pojawiły się wówczas także radiowozy i karetki. To był wielki chaos - dodał.
Inny świadek zdarzenia, Tommy Tait, który przyjechał oglądać rajd z rodziną, opisał tragiczną sytuację na Facebooku. - Musimy być jak koty, które mają kilka żyć. Tylko dlatego uniknęliśmy skasowania przez ten samochód. Ciągle myślimy o tej czwórce ludzi, którzy zostali przejechani - napisał.
Rajd odbywa się rokrocznie na zamkniętych drogach w okolicach Duns i Kelso i jest memoriałem szkockiego kierowcy Formuły 1 Jima Clarka, który pochodził z tych okolic. Zginął podczas wyścigu w niemieckim Hoffenheim w 1968 roku.
Wciąż nie wiadomo, czy w kolejnych latach rajd nadal będzie się odbywał. Organizatorzy nie chcą się wypowiadać w temacie, mówią tylko zdawkowo o współczuciu dla ofiar obu wypadków, w tym jednego tragicznego w skutkach.
_ Rafał Tomkowiak, WP.PL _