Totalna destrukcja - Kubica ma problem
Defekt silnika w Grand Prix Malezji poważnie osłabi Roberta Kubicę w dalszej części sezonu - pisze "Przegląd Sportowy". "To nie awaria, to katastrofa" - alarmuje sportowy dziennik.
Jak donosi "PS", Kubica będzie teraz jeździł mniej i wolniej kiedy tylko się da, co może utrudnić mu przygotowania do wyścigów. Dlaczego? W tym sezonie zużył już dwa silniki (jeden, w GP Malezji, zepsuł się tuż po starcie i jak mówi szef BMW Sauber prawdopodobnie nic z niego nie będzie) i na pozostałe 15 wyścigów pozostało mu do dyspozycji już tylko sześć nowych jednostek napędowych.
Silnik, który na torze Sepang wybuchł w bolidzie Polaka, miał zaledwie 220 kilometrów przebiegu, a powinien wytrzymać aż 10 razy tyle. Jeśli zawodzi tak ważny element, nie jest to awaria, a po prostu katastrofa.
Ważny był też fakt, że silnik w BMW Kubicy się zapalił. W bolidach F1 jest specjalny system, który w razie awarii błyskawicznie maskuje jej objawy. W ten sposób dba się o wizerunek producenta.
Motor Kubicy zapłonął, a to znaczy, że pod pokrywą doszło do "totalnej destrukcji" - jak określa to, co stało się z nim "Przegląd Sportowy".
Co gorsza, gdyby zespół Kubicy zachował się mądrze, prawdopodobnie udałoby się uratować zniszczony w Malezji silnik. Przecież jeszcze już przed startem Polak informował, że z jego jednostką napędową źle się dzieje. Jednak nakazano mu wystartować, co zakończyło się dewastacją motoru. Prawie nowy silnik pójdzie na śmietnik.
Wygląda na to, że inżynierowie BMW Sauber nie wierzyli w niezwykły dar Kubicy, który na silnikach zna się jak mało kto. Bardziej ufali danym komputera pokładowego i mieli nadzieję, że to przejściowy problem. Jak się okazało tym razem polski kierowca był wiarygodniejszym źródłem, niż maszyna.
WP.PL/Przegląd Sportowy