To w tym miejscu bolidy całują ściany
Tor w Montrealu słynie z wypadków i neutralizacji. Jest bardzo szybki i śliski, a betonowe bariery są tuż obok jezdni Po Grand Prix Monako, które odbywa się na wyjątkowo ciasnym, krętym i wolnym torze, może się wydawać, że szersza pętla w Montrealu jest znacznie bezpieczniejsza. Nic bardziej błędnego.
Ta trasa używana jest tylko raz w roku, więc jej nawierzchnia jest brudna i śliska. Konfiguracja zakrętów i prostych sprawia, że jest to obiekt bardzo szybki (na każdym okrążeniu czterokrotnie zawodnicy przekraczają prędkość 300 km/h), a ściany są wyjątkowo blisko jezdni. Przekonało się o tym już wielu kierowców.
Jeden z najgroźniejszych wypadków minionej dekady miał w Montrealu Olivier Panis. W 1997 roku Francuz stracił kontrolę nad bolidem, uderzył przodem w rząd opon okalających mur i złamał obie nogi. Zdaniem Jacquesa Villeneuve'a trasa na torze imienia jego ojca była źle zabezpieczana. - Kto w tym miejscu umieścił opony? Gdyby ich nie było, samochód po prostu prześlizgnąłby się po murze i Panisowi nic by się nie stało - twierdził Kanadyjczyk. Rodacy posłuchali jego rady. Od tej pory wzdłuż prostych nie otacza się murów oponami i nawet po przebudowie miejsca, w którym wypadł z toru Kubica, nie będzie tam zabezpieczenia tego typu.
Rok później spektakularną kraksę na starcie do GP Kanady miał Alex Wurz. Pierwsza sekwencja zakrętów jest kręta, ciasna i wolna, co sprzyja karambolom. Zepchnięty do wewnętrznej Austriak wybił się w powietrze na samochodzie rywala i po wykonaniu kilku efektownych piruetów, wylądował na kołach. - Nic mi się nie stało. Po wyjściu z wraku szybko pobiegłem do bolidu zapasowego i wystartowałem w powtórzonym wyścigu. To był udany występ, bo zająłem czwarte miejsce! - wspomina Wurz.
W 1999 roku narodziła się legenda słynnej "ściany mistrzów". W mur na wyjściu z ostatniej szykany na główną w jednym wyścigu uderzyli trzej byli mistrzowie świata Jacques Villeneuve, Damon Hill i Michael Schumacher.
Zawodnicy F1 mieli wiele mniej lub bardziej brutalnych spotkań ze ścianami kanadyjskiego toru. Najgorzej wyglądało jednak to z udziałem Roberta Kubicy. Polak doskonale pamięta, jak do niego doszło. Próbował odebrać pozycję Jarno Trulliemu, kiedy doszło do groźnego w konsekwencjach nieporozumienia. - Dojeżdżałem do delikatnego lewego łuku przed nawrotem i pokazałem się Trulliemu w lewym lusterku. Myślałem, że Jarno będzie się trzymał wewnętrznej strony toru i dzięki temu wyprzedzę go po zewnętrznej. Trulli odbił jednak w prawo, bo uważał, że zaatakuję go z lewej strony i chciał mnie puścić. Dotknąłem przednim skrzydłem jego samochodu. Spojler wpadł pod koła i nie miałem już kontroli nad bolidem. Właśnie dlatego wypadłem z toru. W tym momencie wiedziałem już, że będzie ciężko. Poza jezdnią coś podbiło moje auto, potem wpadłem na ścianę i na 20 sekund straciłem przytomność - relacjonował nasz kierowca.
_ Więcej w Przeglądzie Sportowym _