Dojazdowe do tras, na których walczy się o jak najlepszy wynik, wytyczone są na normalnych drogach, ale wcale nie ułatwia to sprawy. Przy wprowadzonym przez organizatorów imprezy ograniczeniu prędkości poza terenem zabudowanym do 110 km na godzinę, pokonanie tego dystansu zajmie mnóstwo czasu.
- Będziemy zamieniać się miejscami, by kierowca czyli Adam mógł odpocząć - zapowiada Rafał Marton (40 l.), pilot Adama Małysza (34 l.). - To ograniczenie prędkości to jakaś masakra. Jazda będzie męcząca i nużąca. Obawiam się, że na dojazdówkach spędzimy w niektóre dni więcej czasu niż ścigając się. To wymaga ogromnej cierpliwości - dodaje Marton.
Oszukiwanie i jazda szybsza niż ta dozwolona w regulaminie nie ma sensu. Przestrzeganie przepisów drogowych ma zapewnić bezpieczeństwo mieszkańców terenów, przez które wiedzie rajdowy maraton. Stąd ograniczenie prędkości do 110 w trasie i 40 oraz 50 km na godzinę w miejscowościach. Stosowanie się do tych zasad będzie kontrolowane codziennie za pomocą elektroniki. A kary za piractwo drogowe są bardzo surowe. Przekroczenie przepisów za pierwszym razem to kara w wysokości 500 euro czyli ponad 2 tysięcy złotych. Powtórka kosztuje już tysiąc euro, czyli około 4,5 tysiąca złotych, a złamanie regulaminu po raz trzeci oznacza dyskwalifikację załogi.
Załogę startującego z numerem 372 mitsubishi pajero czekają dwa mordercze tygodnie. W 14 dni uczestnicy rajdu mają do przejechania prawie 9 tysięcy kilometrów. - Taki dystans w tak krótkim czasie da w kość fizycznie i psychicznie. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogą nadejść tak trudne momenty, że nawet łza poleci po twarzy, ale ja jestem twardym zawodnikiem - deklaruje Małysz.
Polecamy na Fakt.pl:
Adam Małysz przy garnkach