[TEST] Volvo V40 Cross Coutry. Wyróżnia w mieście
Crossovery od dekady biją rekordy popularności, więc nie dziwi też wysyp podniesionych kompaktów z szeregiem plastikowych nakładek mających sugerować podwyższone możliwości terenowe. Volvo nie mogło przejść obok tego segmentu obojętnie i wprowadziło do oferty wersję Cross Country ze zwiększonym prześwitem i napędem na przednią lub na obie osie. Czy to auto ma szansę powtórzyć sukces XC60? Ma ku temu wiele argumentów.
V40 Cross Country wpisuje się w średni poziom gabarytowy przypisany do segmentu kompaktowego. Ma 437 centymetrów długości i 178 szerokości. Wygląda na większy poprzez szereg dodatkowych plastikowych paneli. Wzorem serii XC i wszelkich „uterenowionych” konstrukcji, nie mogło zabraknąć wykonanych z tworzywa osłon pod przednim i tylnym zderzakiem, nakładek na progi i czarnych akcentów udanie kontrastujących z jasnym lakierem nadwozia.
Zgodnie z aktualnymi trendami, w standardzie otrzymamy LED-owe światła do jazdy dziennej, a na liście opcji występują wydajne biksenonowe reflektory z funkcją doświetlania zakrętów. Na 18-calowych felgach i pakietem Cross auto prezentuje się atrakcyjnie, jednak należy pamiętać, że prześwit zwiększono jedynie o 1,5 centymetra.
Wewnątrz poczujemy typowo skandynawski klimat zarezerwowany dla najnowszych modeli Volvo. W porównaniu z V40, nie dostrzeżemy właściwie żadnych różnic w wystroju i zastosowanych elementach wykończeniowych. Projekt deski rozdzielczej jest przejrzysty, czym pomaga w szybkiej aklimatyzacji. Większości funkcji przyporządkowano jeden guzik, a jeśli potrzebujemy zagłębić się w tajniki menu, docenimy dobre polskie tłumaczenie językowe i intuicyjne oprogramowanie.
Chcąc być na czasie z nowinkami technicznymi, Volvo przewidziało w swoim systemie multimedialnym łączność z internetem. Dzięki temu, z łatwością i dość szybko połączymy się z pożądaną stroną, przejrzymy aktualności na portalach społecznościowych, czy sprawdzimy aktualną pogodą i repertuar stacji radiowych niedostępnych w Polsce. Volvo od lat odważnie puka do segmentu premium, choć niechętnie o tym mówi w komunikatach prasowych. Niemniej, solidność montażu plastikowych paneli i jakość materiałów wykończeniowych znajduje się na wysokim poziomie. Nie jest tak dobrze, jak chociażby w Audi A3, ale z Mercedesem Klasy A z powodzeniem może konkurować.
Cieszy też długa lista rozmaitych dodatków. Już w standardzie otrzymamy dwustrefową klimatyzację automatyczną, a za dopłatą dostaniemy asystenta utrzymania auta w pasie ruchu, monitoring martwego pola, rozpoznawanie znaków drogowych, czy aktywny tempomat i ostrzeganie przed kolizją wraz z rozpoznawaniem pieszych. Sporo udogodnień występuje w rozsądnie wycenionych pakietach. V40 ma też wady. Najpoważniejszą jest z pewnością skromna przestrzeń w drugim rzędzie. Wysocy pasażerowie będą narzekać na niedostatki przestrzeni nad głowami i przed kolanami. Znacznie lepsza atmosfera panuje z przodu, gdzie wygodne i odpowiednio wyprofilowane fotele zapewniają właściwy komfort podczas długich podróży i dynamicznej jazdy w ciasnych zakrętach.
Cross Country wyższe od 15 milimetrów od klasycznej V40 napędza szereg silników wysokoprężnych, jak i benzynowych. Druga grupa, oznaczona symbolem T startuje z poziomu turbodoładowanego 1,6 o mocy 180 koni mechanicznych. Takim samym parametrem dysponuje motor 2,0. Na szczycie cennika znajdziemy T5 AWD współpracującego z 8-stopniową przekładnią automatyczną i generującego aż 245 KM. Zwolennicy diesli też nie mogą narzekać. Co prawda podstawowy 1,6 (115 KM) nie zagwarantuje sportowych doznań, ale D4 z 8-biegowym Geartronikiem już tak. Ma 190 koni i napęd na przednią oś. Niestety, nie występuje w specyfikacji 4x4 i nie wiadomo, czy taka odmiana zadomowi się w przyszłości w katalogu.
Niemniej, mocny ropniak przyspiesza do pierwszej setki w 7,7 sekundy, osiągając maksymalnie 210 km/h. Dobrze wypada także w próbach elastyczności. Wyprzedzanie kolumny ciężarówek z pełnym obciążeniem nie robi na nim większego wrażenia. W dynamicznie pokonywanych zakrętach zachowuje się pewnie, choć do układu jezdnego BMW sporo jeszcze brakuje. Volvo za to skutecznie radzi sobie z nierównościami nawet na 18-calowych obręczach ze stopów lekkich. Do tego zużywa w trasie około 6-6,5 litra, a w mieście o dwa więcej. Na słowa pochwały zasługuje również wyciszenie kabiny, ale kierownica mogłaby nieco dokładniej oddawać aktualne położenie kół.
100 tysięcy złotych wystarczy, aby stać się właścicielem 115-konnego diesla w podstawowej wersji wyposażeniowej Base. Najmocniejszy D4 wymaga dopłaty przynajmniej 30, a w topowej specyfikacji aż 50 tysięcy złotych. Do tego należy doliczyć dodatkowe opcje i cena może wzrosnąć do około 180-190 tysięcy. Szkoda, że AWD występuje tylko z benzynowym T5. Z drugiej strony, Cross Country nikomu raczej nie posłuży jako auto przeprawowe, a skuteczny środek wyrażenia swojej indywidualnego podejścia do tematu motoryzacji. Volvo wzbudza spore zainteresowanie na ulicy, a do tego nie ma na rynku bezpośrednich konkurentów.
Piotr Mokwiński/moto.wp.pl