Team Ferrari nie traci nadzei
Ferrari potrzebuje spektakularnego sukcesu. W zasadzie włoska stajnia przegrywa z McLarenem od trzech wyścigów. Co prawda w Hiszpanii była to przegrana tylko na punkty, bo Felipe Massa sięgnął po zwycięstwo, ale jednak kolejne dwa występy były już zacznie gorsze.
Na ulicach Monte Carlo Brazylijczyk przegrał z dwójką McLarena. Jeszcze gorzej wypadł Kimi Raeikkoenen. Po błędzie w czasówce, Fin wywalczył dopiero ósmą lokatę. W kanadzie miało być znacznie lepiej, tymczasem skończyło się na małej katastrofie. Iceman dotarł na metę na piątej pozycji. Szanse na lepszy wynik przepadły już po starcie, kiedy po uderzeniu w bliźniacze auto Brazylijczyka uszkodził przednie skrzydło. Sprawę pogorszyły jeszcze szczątki z rozbitego bolidu Roberta Kubicy, a czarę goryczy dopełniły kłopoty z hamulcami. Z kolei Massa w ogóle nie zdobył punktów, bo za wyjazd z depo na czerwonym świetle ujrzał czarną flagę.
- Ostatecznie trzy wyścigi nie poszły tak, jak tego oczekiwałem – podsumował Iceman - Musimy teraz zrobić wszystko, żeby wrócić po poziomu z początku sezonu. Naprawdę chcę wygrać, bo to może nam bardzo pomóc. W tej chwili tracę do Lewisa Hamiltona 21 oczek, jestem jednak pewien, że trudny momenty dopiero przed nim.
Zimnej krwi nie traci szef teamu z Maranello, Jean Todt. Mimo słabych wyników w Monako i Kanadzie, Francuz ciągle jest dobrej myśli Wyścig o Grand Prix Kanady, gdzie włoska marka zwykle święciła sukcesy, z pewnością był jednak dużym rozczarowaniem. Po części stało się tak za sprawą panującego na Ile Notre Dame chaosu, ale to tylko jedna strona medalu. Drugą jest progresja, którą w ostatnim okresie odnotował zespól Rona Dennisa.
- Przed nami jeszcze jedenaście wyścigów i jeżeli dobrze się spiszemy, to McLaren jest w naszym zasięgu – oświadczył w Montrealu Jean Todt. - Od początku sezonu zdobyliśmy cztery pole position w sześciu wyścigach i odnieśliśmy trzy zwycięstwa, trudno wiec chyba mówić o katastrofie. Francuz uważa, że jednym z powodów słabszej dyspozycji Ferrari była charakterystyka torów w Monako i Kanadzie. Na Indianapolis Motor Speedway ma być znacznie lepiej. - Nie twierdzę, że znajdziemy się na czele, ale to zupełnie inny obiekt niż Monte Carlo czy Montreal. Myślę, że tam się wszystko okaże.
W tym samym czasie McLaren odniósł dwa zwycięstwa – w Monako nawet podwójne. Po sześciu wyścigach team Rona Dennisa oddalił się od Ferrari na 28 punktów. McLaren ma jednak innego rodzaju kłopoty. Wszystko bowiem wskazuje na to, że rywalizacja Lewisa Hamiltona i Fernando Alonso zmierza w niebezpieczna stronę.
Pierwszym zgrzytem było Monako, które odbiło się w zespole wyraźną czkawką. Kolejny nastąpił po wyścigu w Kanadzie. Po sukcesie Anglika na Circuit Gilles Villeneuve, dwukrotny czempion F1 zasugerował, że jego kolega jest przez zespół faworyzowany ze względu na swoją narodowość. - To brytyjski team, a moim kolegą jest Brytyjczyk, który świetnie wykonuje swoją pracę – stwierdził Hiszpan w wywiadzie dla radio Cadena Ser. - Wiadomo więc, że to on otrzymuje całe wsparcie. Ale nie narzekam.
Komentując wypowiedź Alonso, Dennis zapewnił, że obaj kierowcy są traktowani tak samo. Znacznie ostrzej zareagował natomiast były kierowca McLarena, John Watson, który nazwał sugestie mistrza świata bzdurami. Tak czy inaczej Hiszpan nie będzie miał w Stanach Zjednoczonych łatwego życia. Indianapolis nie należy przecież do jego ulubionych torów – dotychczas był tam najwyżej piąty. Teraz zamierza jednak poprawić swoje statystyki.
Lewis Hamilton szturmem zdobył F1. Po wygranej w Montrealu 22-latek coraz częściej przewija się jako główny faworyt do końcowego sukcesu. Przed nim kolejny sprawdzian. - Jestem naprawdę podekscytowany faktem, że będę się ścigał w Indianapolis – przyznał prowadzący w rankingu kierowców Anglik. - To legendarny obiekt, na którym trudno uciec od historii. Nie mogę się już doczekać, żeby poczuć tę atmosferę. Moja pozycją w mistrzostwach świata jest zdumiewająca, ale przed nami jeszcze dużo pracy, a ja ciągle się jeszcze uczę – dodał Lewis.